Grudzień 2018

Schudnij w nowym roku dzięki swojej świadomości

Na początku roku, wielu z nas boryka się z nadprogramowymi kilogramami, które nabyliśmy podczas świąt. Wówczas bardzo często decydujemy się na odchudzanie i każda z metod nagle staje się warta rozważenia. Oczywiście staramy się wybrać taką, która będzie najskuteczniejsza i jednocześnie najłatwiejsza do przeprowadzenia. Specjaliści podpowiadają, że najlepiej jest łączyć ze sobą kilka sposobów na odchudzanie, choć niektóre mogą być zaskakujące.

 

Uzyskano nowe dowody na to, że świadome jedzenie może pomóc w odchudzaniu. Według niektórych istniejących badań, technika nazywana „mindfulness”, czyli uważność podczas konsumpcji posiłków, może nie tylko odchudzić nasze ciało, ale też poprawić ogólne samopoczucie.

 

Samoświadomość warto praktykować podczas wielu codziennych czynności – nie tylko jedzenia, ale np. także spaceru. Dzięki temu działaniu możemy zmniejszyć objawy lęku, poprawić nasze funkcjonowanie poznawcze, a nawet usprawnić działanie naszego układu odpornościowego!

 

Na czym polega samoświadomość? Jest to bardzo proste. Trzeba w pełni skupiać się na bieżącej chwili, nie odbiegając myślami w jakmikolwiek innym kierunku. Skupiamy się wówczas na doświadczanych bodźcach. Podczas jedzenia będzie to smak, zapach, ale także struktura pokarmu.

Badania przeprowadzone przez Uniwersytecki Szpital Conventry oraz Warwickshire National Health Services Trust w Wielkiej Brytanii dowiodły, że technika mindfulness pomaga w odchudzaniu. Dzięki niej łatwiej zapanować nad objadaniem się, a także można uzyskać lepsze uczucie najedzenia się po posiłku.

 

Zespół naukowców pracował z 53 osobami, uczestniczącymi w programie odchudzającym. Spośród nich 33 osoby wzięły udział w 4 treningach uważności. Przez następne 6 miesięcy to właśnie te osoby straciły na wadze średnio 3 kg, podczas gdy pozostali uczestnicy schudli jedynie 0,9 kg.

 

Uczestnicy po treningu uważności stwierdzili, że łatwiej zapanować im nad planowaniem posiłków, a także nad wielkością spożywanych porcji. Zdaniem specjalistów podobne treningi powinny być prowadzone w zwykłych placówkach opieki zdrowotnej.

 

Napoje słodzone cukrem mogą powodować dysfunkcje nerek

Nowe badania powiązały soki owocowe i napoje gazowane słodzone cukrem z ryzykiem rozwinięcia przewlekłej choroby nerek. Badania te należą do rosnącej liczby publikacji, które potwierdzają, że słodzone napoje mają negatywny wpływ na zdrowie człowieka.

 

Naukowcy w latach 2000–2004 oraz 2009–2013 przeanalizowali diety ponad 3000 uczestników badania. Informacje zostały zebrane za pomocą kwestionariusza.

Jak się okazało, 6% badanych rozwinęło przewlekłą chorobę nerek. Wyniki badania pokazują, że spożywanie słodkich napojów, soków owocowych, a także słodzonej i aromatyzowanej wody, wiązało się z wyższym ryzykiem rozwoju przewlekłej choroby nerek. Osoby, które spożywały duże ilości tych napojów, były o 61% bardziej narażone na rozwój niebezpiecznych chorób układu wydalniczego.

 

Naukowcy mają nadzieję, że badanie to doprowadzi do zmniejszenia spożycia napojów o wysokiej zawartości cukru. Odkrycie opublikowano w czasopiśmie klinicznym American Society of Nephrology.

 

Dlaczego w styczniu warto odstawić alkohol?

Naukowcy z Uniwersytetu Sussex stwierdzili, że po świątecznej swawoli, bezalkoholowy styczeń to zdecydowanie dobry pomysł. Miesiąc przerwy w piciu alkoholu pomaga w przywróceniu organizmu do prawidłowego rytmu, zregenerowaniu energii, a także wspomoże zrzucanie poświątecznych kilogramów. Co więcej, miesięczna abstynencja w większości wiąże się z mniejszym spożyciem alkoholu w późniejszych miesiącach.

 

Jak twierdzą specjaliści, styczeń bez alkoholu ma jeszcze więcej korzyści do zaoferowania. Wśród nich najczęściej wymieniana jest oszczędność pieniędzy, ale także poprawa jakości snu oraz lepsze efekty w odchudzaniu.

 

W badaniu wzięło udział 3 tysiące uczestników. Po miesięcznej abstynencji aż 88% osób zadeklarowało, że udało im się oszczędzić pieniądze. 70% stwierdziło ogólną poprawę stanu zdrowia, 71% lepszy sen, 67% więcej energii, 58% łatwiejszą koncentrację i 54% poprawę stanu zdrowia skóry.

Badacze przypominają, że na świecie około 6% wszystkich zgonów jest spowodowanych spożywaniem alkoholu. Z tego powodu każda okazja do ograniczenia spożycia alkoholu jest działaniem wspomagającym nasze zdrowie. Być może to właśnie styczeń, gdy każdy jest już nasycony świąteczną zabawą, to najlepszy moment na tak radykalne działania, jak miesiąc bez picia alkoholu.

 

Nostalgia ma dobry wpływ na Twoje zdrowie

Wielu z nas lubi wspominać zdarzenia z przeszłości. Najczęściej są one związane z rodziną i bliskimi, a także z naszą młodością. Jak dowodzą najnowsze badania, taka tendencja jest bardzo zdrowa dla naszej psychiki, ale także po prostu dla naszego organizmu. Skąd ta zależność?  

 

Niezależnie od tego, czy słuchasz muzyki, która budzi wspomnienia, czy oglądasz stare zdjęcia lub filmy przenoszące Cię do szczęśliwych chwil, pozytywnie wpływasz na swoje zdrowie. Badania dowiodły, że wspominanie dobrych zdarzeń z naszego życia poprawia nam nastrój, inspiruje oraz motywuje do dalszego życia.

 

Ludzie, którzy z natury są nostalgiczni, lepiej radzą sobie w trudnych sytuacjach życiowych. Takie osoby dodatkowo są bardziej skłonne do wyrażania swoich emocji i mają lepsze kontakty społeczne z innymi ludźmi.

Badania opublikowane w czasopiśmie naukowym Journal of Alzheimer’s Disease wykazały, że nostalgia poprawia nastrój, podnosi samoocenę, pomaga w rozwiązywaniu nowych problemów i chroni przed lękami związanymi ze śmiercią, starzeniem się oraz innymi zagrożeniami.

 

Kolejne badanie opublikowane w 2016 roku w czasopiśmie naukowym Psychology & Health wykazało, że nostalgiczni ludzie z reguły są bardziej aktywni fizycznie, a przez to posiadają lepszą kondycję zdrowotną. Takim osobom łatwiej też utrzymać długotrwałe związki.

 

Mimo, że nie powinniśmy zatracać się we wspomnieniach, bo żyjemy w teraźniejszości i nadal mamy przed sobą przyszłość, wspominanie od czasu do czasu może być zdrowym nawykiem. Szczególnie zimowy czas sprzyja integracji z naszymi bliskimi i dzieleniu się pozytywną energią, np. podczas przeglądania starych fotografii.

 

Niektóre składniki kosmetyków mogą powodować przedwczesne dojrzewanie u dziewcząt

Nowe badanie wykazało, że niektóre składniki produktów kosmetycznych, takich jak pasta do zębów, szampon i mydło, mogą sprawić, że dziewczęta osiągną dojrzałość płciową wcześniej niż powinny.

 

Badanie, opublikowane w czasopiśmie Human Reproduction, obejmowało ponad 330 dzieci, monitorowanych od urodzenia aż do wieku dojrzewania. Naukowcy chcieli zrozumieć, w jaki sposób otoczenie może wpływać na rozwój. Chemikalia, które przyczyniają się do przedwczesnego dojrzewania to parabeny, ftalany i fenol, które zwykle znajdują się w większości kosmetyków.

 

Ftalany są często stosowane do wzmacniania produktów, takich jak perfumy i lakiery do paznokci, natomiast parabeny są stosowane jako środki konserwujące w kosmetykach. Fenol występuje powszechnie w produktach do pielęgnacji skóry.

Przedwczesne dojrzewanie wśród dziewcząt stwarza ryzyko problemów ze zdrowiem psychicznym, jednak bardziej niebezpieczne są efekty długoterminowe. Naukowcy twierdzą, że stosowanie kosmetyków z tymi substancjami może prowadzić do rozwoju raka jajnika oraz raka piersi u kobiet, a także do raka jąder u mężczyzn.

 

Co więcej, naukowcy odkryli, że produkty kosmetyczne miały również wpływ na dziewczęta, których matki używały niebezpiecznych kosmetyków będąc w ciąży. Oznacza to, że nawet bez bezpośredniego kontaktu, szkodliwe substancje mogą negatywnie wpływać na organizm.

 

Robienie "selfie" może mieć przykre konsekwencje zdrowotne

W ostatnich latach pojawiły się doniesienia o urazach spowodowanych przez… selfie. Czy „nadgarstek selfie” to nowe zagrożenie dla zdrowia, o które należy się martwić?

 

Ludzie, którzy uwielbiają robić selfie, często robią to, trzymając smartfony lub aparaty fotograficzne na wyciągnięcie ręki oraz przekręcają nadgarstek do wewnątrz, aby zrobić zdjęcie. Działanie to doprowadziło do powstania nowego problemu zdrowotnego, jakim jest nadgarstek selfie.

 

Wśród lekarzy, którzy spotykają się z problemem jest doktor Levi Harrison. Lekarz twierdzi, że choroba ta powoduje ucisk na sploty nerwowe nadgarstka, co może skutkować mrowieniem, drętwieniem, a nawet ostrymi bólami nadgarstka, ręki czy całego ramienia. Według niego, stan ten jest formą zespołu cieśni nadgarstka, który pojawia się, gdy nerw pośrodkowy zostaje ściśnięty lub dociśnięty do nadgarstka.

Czynniki, takie jak urazy nadgarstka, nadczynność przysadki mózgowej, niedoczynność tarczycy, reumatoidalne zapalenie stawów i częste obciążanie nadgarstka są głównymi przyczynami zespołu cieśni nadgarstka. W związku z tym możliwe jest, że nadwyrężenie stawu w celu wykonania selfie może być kolejną przyczyną tego stanu. Dane pokazują, że co najmniej 62% Amerykanów wykonało w życiu co najmniej jedno selfie.

 

Według Irish Medical Journal, w ostatnich latach zdarzały się przypadki urazu nadgarstka z powodu robienia selfie, jednak głównie były to nieszczęśliwe wypadki. 13-letnia dziewczynka złamała nadgarstek i łokieć po tym, jak ona i jej przyjaciel próbowali zrobić sobie selfie podczas skoków na trampolinie. Co więcej, odnotowano zgon kilku osób, które straciły życie w trakcie próby zrobienia selfie.

 

W związku z tym, eksperci uważają, że ważne jest informowanie społeczeństwa o ukrytych zagrożeniach, jakie może stwarzać ta popularna praktyka. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych Rosji opublikowało nawet poradnik „Safe Selfie Guide” w celu edukowania społeczeństwa.

 

Na czym polega dominacja którejś z półkul mózgowych?

Dwie półkule naszego mózgu – lewa oraz prawa – odpowiadają za różne zadania. Dominacja jednej z półkul, tzw. dominacja hemisferyczna, może warunkować o indywidualnych talentach danej osoby lub łatwości w wykonywaniu konkretnych zadań. Mimo, że obie części mózgu są niemal identyczne, przyjęło się stwierdzenie, że humaniści mają bardziej aktywną lewą półkulę, a ścisłowcy prawą. Co więcej, doszukano się nawet, że osoby leworęczne także częściej myślą prawą półkulą mózgu.

 

Wcześniej naukowcy uważali, że dominacja hemisferyczna występuje jedynie u ludzi, jednak niedawne badania wykazały podobne zjawisko u innych gatunków zwierząt – od ssaków, np. orek, po owady, takie jak pszczoły.

 

Ciało modzelowate – gruby przewód komórek nerwowych, zwany także największym spoidłem mózgu – łączy obie półkule. Być może to właśnie te połączenia wpływają na to, która półkula mózgu pozostaje aktywniejsza u danego człowieka. Niemieccy naukowcy z Uniwersytetu Rurh Bochum postanowili zbadać to zagadnienie. Zdecydowali się na badanie gołębi i opublikowali swoje wyniki w czasopiśmie naukowym Cell Reports.

W przeszłości zakładano, że dominująca półkula mózgu przesyła poprzez ciało modzelowate sygnały hamujące drugą półkulę. Naukowcy zauważyli jednak, że spoidło wielkie generuje sygnał w obie strony, więc prawdopodobnie wszystko zależy właśnie od niego.

 

U gołębi, lewa półkula mózgowa odpowiada za wizualne przetwarzanie wzorów i kolorów. Z kolei prawa półkula ułatwia kontakty społeczne między gołębiami, a także zarządza ich emocjonalnością. Naukowcy wytrenowali ptaki tak, aby potrafiły odróżniać kolory. Podczas wykonywanych zadań wyłączano poszczególne neurony lewej półkuli mózgu ptaków, chcąc sprawdzić, czy będzie im trudniej rozróżniać barwy.

 

Po zablokowaniu określonych neuronów w lewej półkuli zaobserwowano wzmożoną aktywność po przeciwnej stronie. W ten sposób naukowcy stwierdzili, że jeśli któraś z półkul niedomaga, jej przeciwniczka może przejąć część jej obowiązków. Innymi słowy, dominacja poszczególnej półkuli mózgu nie wynika z jej siły, a raczej z nieprawidłowej pracy tej drugiej.

 

Naukowcy znaleźli związek między otyłością a słabym węchem

Według Światowej Organizacji Zdrowia, globalna otyłość niemal potroiła się od 1975 roku. W 2016 roku, prawie 2 mld dorosłych osób miało nadwagę, z czego 650 mln zmagało się z otyłością. W tym samym roku, aż 41 mln dzieci poniżej 5 roku życia miało nadwagę lub otyłość. Taki stan zdrowia wiąże się z wieloma chorobami i dysfunkcjami – wciąż odkrywane są nowe. W niedawno opublikowanym przeglądzie naukowym stwierdzono, że osoby otyłe częściej mają ograniczony węch – zarówno w przypadku apetycznych, jak i odstręczających zapachów.

 

Związek pomiędzy zapachem a masą ciała do tej pory był stosunkowo nieznanym obszarem badań naukowych. Naukowcy z Uniwersytetu Otago w Nowej Zelandii niedawno odkryli jednak zaskakującą korelację między otyłością a osłabionym powonieniem.

 

Zgromadzono dane medyczne na temat 1500 osób, które badano empirycznie i klinicznie na całym świecie. Dzięki temu dowiedziono, że istnieje silny związek pomiędzy otyłością a ograniczoną zdolnością do odczuwania zapachu. Innymi słowy – im szczuplejsza jest dana osoba, tym lepszy ma węch.

 

Zapach odgrywa kluczową rolę w naszym modelu odżywiania, ponieważ wpływa na to, jakie smaki wybieramy. Słaby węch może prowadzić do niezdrowego odżywiania, a zatem narażamy się na większe ryzyko otyłości.

Osoby o słabym węchu częściej sięgają po wysoko przetworzone produkty spożywcze, ponieważ potrzebują silniejszych bodźców smakowych. Stąd częściej spotykana konsumpcja fast foodów i słodzonych napojów. Takie osoby wyjątkowo męczą się na lekkostrawnych dietach o umiarkowanej ilości przypraw.

 

Można by pomyśleć, że to właśnie osłabiony węch powoduje otyłość, ale w rzeczywistości jest zupełnie odwrotnie. Naukowo udowodniono, że to otyłość upośledza nam węch. Co więcej, odkryto, że utrata masy ciała na nowo przywraca poprawnie funkcjonowanie zmysłów. To kolejny powód, dla którego warto utrzymywać prawidłową masę ciała. 

 

 

Zły nastrój może świadczyć o stanie zapalnym organizmu

Zdaniem naukowców z Pennsylvania State University, negatywny nastrój, taki jak smutek lub złość, może być związany ze stanem zapalnym i może być oznaką złego stanu zdrowia. Wcześniejsze badania pokazują, że depresja oraz obniżony nastrój są związane z generalnym złym stanem zdrowia.

 

Stan zapalny jest częścią odpowiedzi immunologicznej organizmu na infekcje, rany i uszkodzenia tkanek. Przewlekłe zapalenie może przyczyniać się do wielu chorób i stanów, w tym chorób sercowo-naczyniowych, cukrzycy i niektórych nowotworów.

 

Badanie, którego wyniki opublikowano niedawno w czasopiśmie Brain, Behaviour i Immunity, po raz pierwszy bierze pod uwagę związek między nastrojem a stanem zdrowia. Uczestnicy badania zostali poproszeni o zapisywanie swojego nastroju przez pewien okres czasu. Oprócz tego, od każdego z badanych pobrano krew w celu oznaczenia markerów, wskazujących stan zapalny. Naukowcy odkryli, że negatywny nastrój wiązał się z wyższym poziomem stanu zapalnego.

Dodatkowe analizy sugerowały również, że czas pomiaru nastroju w stosunku do czasu pobierania krwi ma znaczenie. W szczególności zaobserwowano silniejsze tendencje w związku między chwilowym negatywnym nastrojem a stanem zapalnym, gdy obniżony nastrój oceniano chwilę przed pobieraniem krwi. Co ciekawe, chwilowy pozytywny nastrój z tego samego tygodnia wiązał się z niższymi poziomami stanu zapalnego, jednak tylko wśród badanych mężczyzn.

 

Prekursorskie badanie jest jedynie zalążkiem interesującej tezy. Zespół naukowców planuje przeprowadzić kolejne eksperymenty związanie z tematem, aby dowiedzieć się, w jaki sposób nastrój może wskazywać na poważniejsze problemy zdrowotne.

 

Powszechnie stosowany lek na zgagę drastycznie zwiększa ryzyko zachorowania na raka żołądka

Lek, który jest powszechnie stosowany w leczeniu refluksu żołądkowo-przełykowego i zgagi, został powiązany z wyraźnym wzrostem ryzyka wystąpienia nowotworu żołądka. Badania wskazują, że przyjmowanie popularnego leku przez 3 lata lub więcej zwiększa ryzyko zachorowania na raka aż o 800%!

 

Inhibitory pompy protonowej (IPP) stosowane są w terapii schorzeń górnego odcinka przewodu pokarmowego, głównie w zapobieganiu i leczeniu choroby wrzodowej żołądka i dwunastnicy. Działanie tej grupy leków polega na zahamowaniu wytwarzania kwasu solnego przez pompę protonową, znajdującą się w komórkach okładzinowych błony śluzowej żołądka. IPP należą do najczęściej stosowanych leków na świecie.

 

Ponad połowa populacji świata jest nosicielem bakterii Helicobacter pylori. Z poprzednich badań wiemy, że w niektórych przypadkach, bakteria ta jest odpowiedzialna za rozwój raka żołądka. Osoby zainfekowane Helicobacter pylori, które jednocześnie przyjmują leki z grupy IPP, są bardziej narażone na zanikowe zapalenie błony śluzowej żołądka, które zwiększa ryzyko rozwoju nowotworu żołądka.

Dotychczas przypuszczano, że wyleczenie infekcji przed przyjmowaniem inhibitorów pompy protonowej może zredukować zagrożenie. Jednak badania, przeprowadzone przez naukowców z University College London wskazują, że problem leży zupełnie gdzie indziej.

 

Uczeni przeanalizowali dane ponad 63 tysięcy pacjentów, którzy zażywali kombinację leków IPP i dwóch innych antybiotyków w celu zwalczenia infekcji bakteriami Helicobacter pylori. Po wyleczeniu, pacjenci byli monitorowani przez 7,5 roku. W tym okresie, ponad 3 tysiące osób brało leki IPP (średnio przez około 3 lata), natomiast ponad 21 tysięcy osób brało blokery H2.

 

Spośród całej grupy, liczącej ponad 63 tysiące ludzi, która początkowo przyjmowała trzy różne rodzaje leków, 153 osoby zachorowały na raka żołądka. Jednak gdy pacjenci brali tylko leki IPP, ich ryzyko zachorowania na nowotwór żołądka wzrosło niemal o 250%, podczas gdy wśród osób zażywających blokery H2 nie odnotowano żadnego wzrostu ryzyka.

Co więcej, częste i długotrwałe zażywanie inhibitorów pompy protonowej miało niebezpieczne konsekwencje dla zdrowia. Pacjenci, który codziennie brali leki IPP, mieli około 450% większe ryzyko zachorowania na raka żołądka w porównaniu do osób, które stosowały leki raz w tygodniu. Co więcej, gdy terapia inhibitorami pompy protonowej trwała przez ponad rok, ryzyko zachorowania było większe o 500%, a terapia trwająca 3 lata lub więcej zwiększała ryzyko do 800%.

 

Rezultaty zaskoczyły samych naukowców, choć badanie miało charakter wyłącznie obserwacyjny. Uczeni uważają, że wciąż jest zbyt wcześnie, aby mówić o niebezpieczeństwie zażywania leków z grupy IPP. Krótkoterminowe terapie nie powinny stwarzać aż tak wielkiego zagrożenia dla pacjentów, ale należy przeprowadzić dokładniejsze badania na większą skalę, aby lepiej poznać związek między lekami z grupy IPP a wzrostem ryzyka zachorowania na nowotwory żołądka.