Październik 2019

Dowiedziono, że osoby o mniejszych mózgach częściej sięgają po alkohol

Nadmierne spożywanie alkoholu niesie za sobą wiele zagrożeń dla naszego zdrowia, m.in. choroby serca i wątroby, wyższe ryzyko raka, a nawet uszkodzenia mózgu. Pojawiły się także opinie, że osoby nadużywające alkoholu mają mniejsze mózgi. Czy zatem picie większych ilości alkoholu prowadzi do zmniejszenia mózgu, a może to osoby o mniejszych mózgach są bardziej predysponowane do nadużywania alkoholu? Naukowcy postanowili odpowiedzieć na to pytanie na łamach czasopisma naukowego Biological Psychiatry.

Badania sugerują, że istnieje związek pomiędzy wysokim spożywaniem alkoholu a mniejszą objętością istoty białej oraz szarej w mózgu, czyli podstawowych składników ośrodkowego układu nerwowego. Niedawno zespół badawczy z Uniwersytetu Washingtona w St. Louis i Uniwersytetu Duke w Karolinie Północnej przeprowadził badanie, którego wyniki sugerują, że to nie alkohol odpowiada za zmniejszenie objętości mózgu. Okazuje się wręcz odwrotnie – osoby z przyczyn genetycznych posiadające mniejsze mózgi po prostu częściej popadają w alkoholizm.

Naukowcy przeanalizowali dane z trzech oddzielnych badań obrazowania mózgu. Jedno z nich dotyczyło bliźniąt oraz rodzeństw o różnych zachowaniach związanych ze spożywaniem alkoholu. Kolejne badanie dotyczyło osób, które jako dzieci nigdy nie miały kontaktu z alkoholem. Trzecie badanie skupiało się na analizie ekspresji genów w mózgu przy użyciu próbek pośmiertnie pobranych z mózgów dawców. W sumie zgromadzono dane na temat 2423 osób.

Wszystkie trzy badania dostarczyły naukowcom zbieżnych wniosków na temat tego, że istnieją czynniki genetyczne, które prowadzą zarówno do mniejszej objętości istoty białej i szarej w mózgu, jak i zwiększonego spożycia alkoholu. Innymi słowy – odkryto, że osoby, które spożywają więcej alkoholu, mają mniejszą objętość mózgu w obszarach odpowiedzialnych za emocje, pamięć, system nagradzania czy podejmowanie decyzji. Co ważne, bezpośrednią przyczyną składu mózgów pacjentów były uwarunkowania genetyczne, które korelowały jednocześnie ze zwiększonym ryzykiem nadużywania alkoholu w okresie dojrzewania oraz w dorosłości.

Odkrycia naukowców podważają poprzednie hipotezy na temat tego, że nadużywanie alkoholu może prowadzić do zmniejszenia mózgu. Sugerują jednak, że to właśnie pacjenci z mniejszymi mózgami częściej sięgają po alkohol. Czy tak przedstawiony problem może zatem zniechęcić niektórych do napojów wyskokowych?

Badacze liczą przede wszystkim na to, że ich ustalenia będą mogły służyć jako skuteczna metoda diagnozująca poszczególne warianty genów sprzyjające alkoholizmowi lub nadużywaniu innych substancji oraz zachowań wpływających na nasze samopoczucie.

Kurkumina jest silniejsza od antybiotyków w leczeniu lekoodpornych bakterii

Naukowcy z całego świata starają się znaleźć rozwiązanie wobec poważnego problemu bakterii, które rozwinęły odporność na działanie dotychczas stosowanych antybiotyków. Coraz częściej wraca się do naturalnych środków leczniczych, na nowo testując ich potencjał w warunkach klinicznych. Tak też postąpiono w przypadku kurkumy, która w swoim składzie zawiera związek pomocny w walce z lekoodpornymi bakteriami.

Oporność bakterii na antybiotyki stanowi poważne zagrożenie dla naszego zdrowia. Szacuje się, że między 24 a 79% ludzi na świecie zostało zakażonych bakterią Helicobacter pylori, coraz bardziej odporną na konwencjonalną antybiotykoterapię. Na przestrzeni lat bakterie ewoluowały, dostosowując się do niesprzyjających im warunków. Choć proces ten jest zupełnie naturalny, to niewłaściwe stosowanie antybiotyków (przede wszystkim przepisywanie ich „na wyrost”) jedynie go przyspieszyło.

Według Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) bakterie odporne na leki mogą spowodować do 2050 roku więcej zgonów niż nowotwory. Chyba że naukowcy znajdą sposób na przezwyciężenie tego zagrożenia. H. pylori to jeden z najtrudniejszych do leczenia szczepów, które obecnie stanowią największe zagrożenie dla ludzkiego zdrowia.

Szacunki wskazują na to, że ok. 4,4 mld ludzi na świecie jest nosicielem bakterii H. pylori. Nie zawsze powoduje ona odczuwalne objawy, jednak jeśli już występują, mogą być bardzo dotkliwe. Najczęściej osoby zakażone borykają się z wrzodami i stanami zapalnymi błony śluzowej żołądka. U pacjentów występuje z tego powodu także wyższe ryzyko raka żołądka. Sam proces leczenia jest bardzo trudny i czasochłonny. Infekcje często nawracają, powodując powstawanie coraz oporniejszych na leczenie szczepów.

Badacze z Wielkiej Brytanii oraz Niemiec odkryli innowacyjny sposób na wyleczenie infekcji H. pylori, które przywróciło skuteczność stosowania antybiotyków. Oprócz nich pacjenci przyjmowali kapsułki wypełnione naturalnymi składnikami o właściwościach przeciwzapalnych i przeciwutleniających, takimi jak kurkumina – związek znajdujący się w popularnej przyprawie, kurkumie.

Naukowcy z uniwersytetów w Leeds w Wielkiej Brytanii oraz Munster i Erlangen w Niemczech odkryli, że leki naturalnego pochodzenia, które w głównej mierze bazują na kurkuminie, skutecznie leczą zakażenia H. pylori, wspomagając konwencjonalną antybiotykoterapię. Okazuje się więc, że małe, nietoksyczne kapsułki wykonane z naturalnych składników oferują nowy sposób na powstrzymanie rozprzestrzeniania się na całym świecie dotychczas bardzo trudnej w leczeniu superbakterii.

W planach jest już stworzenie całej nowej generacji leków przeciwbakteryjnych, które będą bazować na naturalnych składnikach. Zostaną one dostosowane do precyzyjnego zwalczania określonych szczepów bakterii odpornych na antybiotyki.

 

Dieta o wysokiej zawartości soli może prowadzić do demencji

Nowe badania sugerują, że spożywanie nadmiernych ilości soli może sprzyjać pogorszeniu funkcjonowania poznawczego poprzez destabilizację białka tau. Występuje ono prawie wyłącznie w komórkach nerwowych, a jego zaburzone funkcjonowanie wiąże się m.in. z chorobą Alzheimera oraz innymi formami demencji.  

Wpływ spożywania soli na pogorszenie funkcji poznawczych badał dr Giuseppe Faraco, adiunkt badań neurologicznych w instytucie badawczym Weill Cornell Medicine w Nowym Jorku. Sformułowane przez niego wnioski opublikowano w czasopiśmie naukowym Nature Neuroscience.

Naukowiec odkrył, że dieta bogata w sód prowadzi do demencji u myszy, powodując w ich organizmach nadprodukcję cząsteczki, która sprzyja stanom zapalnym mózgu. Cząsteczka o nazwie interleukina-17 (IL-17) powstrzymuje komórki mózgowe przed wytwarzaniem tlenku azotu. Odgrywa on istotną rolę w rozszerzaniu naczyń krwionośnych, co umożliwia przepływ krwi. Zatem niewystarczający poziom tlenku azotu prowadzi do niedokrwienia mózgu.

Podczas badań na myszach wykazano, że dieta z nadmiarem soli wywołała wysoki poziom IL-17, co z kolei obniżyło poziom tlenku azotu i zmniejszyło przepływ krwi o 25%. Na podstawie tego eksperymentu, Faraco wysnuł hipotezę na temat tego, że wysoki poziom sodu w diecie powoduje u ludzi demencję właśnie ze względu na niewystarczające dokrwienie mózgu. Okazało się jednak coś zupełnie innego.

8-tygodniowe myszy były karmione dietą o wysokiej zawartości sodu przez 4-36 tygodni. Zespół badawczy pod kierownictwem dr Faraco przeprowadził u nich badania behawioralne, mózgowo-naczyniowe oraz molekularne, które ujawniły, że niski poziom tlenku azotu wywołany dietą o wysokiej zawartości soli wpłynął na zachowanie białka tau w mózgu.

Nadmierne gromadzenie się białka tau jest znakiem rozpoznawczym choroby Alzheimera. Choć w normalnych ilościach białko to wspiera neurony poprzez stabilizację struktur transportujących do nich substancje odżywcze, w momencie, gdy staje się ono niestabilne, zaburza ich prawidłową pracę.

Naukowcy odkryli, że nadmiar tlenku azotu hamuje aktywność wywołaną przez szereg enzymów, co prowadzi do upośledzonego funkcjonowania białka tau. W wyniku tego odłącza się ono od cytoszkieletu, gromadzi się w mózgu i powoduje zaburzenia poznawcze.

Na podstawie wcześniejszych odkryć zdecydowano się na połączenie diety z wysoką zawartością soli, która powoduje ograniczony przepływ krwi w mózgu razem z aplikacją przeciwciał, które utrzymują białka tau pod kontrolą. Takie rozwiązanie zdało egzamin – myszy wykazywały wówczas normalne funkcjonowanie poznawcze, mimo ograniczonego przepływu krwi w mózgu. Dzięki temu naukowcy ostatecznie udowodnili, że bezpośrednią przyczyną demencji jest białko tau, a nie niedokrwienie mózgu.

Oczywiście wyniki badania nie zmieniają faktu, że należy ograniczać ilość spożywanej soli. Unikamy wówczas nie tylko chorób neurodegeneracyjnych, ale także wszelkich chorób naczyniowych.

Badania dowodzą, że ludzie są bardziej wrażliwi na ból w wilgotne i wietrzne dni

Badacze z Uniwersytetu Manchester zebrali dane zdrowotne od 2500 osób cierpiących na przewlekłe dolegliwości bólowe. Na ich podstawie dowiedziono naukowo, że osoby zmagające się ze schorzeniami takimi jak stany zapalne stawów, częściej odczuwają ból w te dni, w trakcie których panuje wyższa wilgotność powietrza. Skąd taka zależność?

O tym, że reumatyzm daje się we znaki, gdy panuje niepogoda, wiemy już od dawna, choć do tej pory zależność tą wiązano przede wszystkim z zimnem, niekoniecznie z wilgotnością powietrza. W sumie około ¾ ludzi z przewlekłym zapaleniem stawów uważa, że pogoda wpływa na odczuwany przez nich ból.

U niektórych osób bóle stawów są na tyle uzależnione od pogody, że można ją na ich podstawie prognozować. Choć związek ten zaobserwowano już w czasach Hipokratesa, do tej pory jednak trudno było naukowo poprzeć takie reakcje organizmu.

W badaniu zatytułowanym Cloudy with a Chance of Pain (w wolnym tłumaczeniu: szansa na odczuwanie bólu w pochmurny dzień) wzięło udział 2500 pacjentów ze zdiagnozowanym zapaleniem stawów, fibromialgią, migreną lub bólem neuropatycznym. Każdego dnia w ciągu 15 miesięcy pacjenci zgłaszali odczuwanie bólu, co było na bieżąco porównywane z aktualnie występującą pogodą w lokalizacji, w której się znajdowali .

Badania dostarczyły interesujących wyników – wilgotne i wietrzne dni wraz z niskim ciśnieniem atmosferycznym zwiększały szansę na odczuwanie bólu o ok. 20%. Zwykle dolegliwości bólowe były również ostrzejsze. Co ciekawe, nie znaleziono żadnego związku pomiędzy nasilonym bólem a temperaturą lub opadami.

Nowe odkrycia naukowców mają pomóc w opracowywaniu skuteczniejszych strategii uśmierzających ból. Pacjenci będą mogli dzięki nim reagować z wyprzedzeniem, zażywajac leki przeciwbólowe jeszcze zanim ból nadejdzie. Być może naukowcom uda się także opracować terapie likwidujące samą przyczynę, czyli to, w jaki sposób organizm reaguje na niepogodę. 

Odporność na antybiotyki nadal wzrasta w dramatycznym tempie

Według najnowszych badań oporność na antybiotyki zwiększyła się ponad dwukrotnie w ciągu ostatnich dwudziestu lat. Wstępne wyniki zaprezentowane podczas United European Gastroenterology Week sugerują, że oporność na antybiotyki powszechnie stosowane w zakażeniu Helicobacter pylori, bakterii związanej z wrzodem żołądka, chłoniakiem i rakiem żołądka, wzrosła w ostatnich latach.

W badaniu dotyczącym ponad 1200 osób z 18 krajów europejskich naukowcy odkryli, że oporność na klarytromycynę – antybiotyk stosowany zwykle w leczeniu H. pylori, wzrosła z 9,9% w 1998 r. do 21,6% w ubiegłym roku. Podobne wzrosty oporności zaobserwowano w przypadku lewofloksacyny i metronidazolu.

W ostatnich latach oporność na antybiotyki stała się coraz większym problemem na całym świecie i zwróciła uwagę światowych liderów, takich jak Światowa Organizacja Zdrowia. W samej Europie i USA co najmniej 56 tys. osób umiera co roku w wyniku bezpośredniego zakażenia bakteriami opornymi na antybiotyki.

Zakażenia H. pylori są skomplikowane w leczeniu i wymagają kombinacji leków. Bakteria zazwyczaj infekuje żołądek i powoduje zapalenie błony śluzowej, co skutkuje pojawieniem się wrzodów. Szacuje się, że ponad połowa światowej populacji jest zarażona bakterią, jednak nie jest ona niebezpieczna, dopóki nie pojawią się wrzody.

„Przy rosnącym wskaźniku oporności na powszechnie stosowane antybiotyki, takie jak klarytromycyna, opcje leczenia bakterii H. pylori staną się nieskuteczne, jeśli nowe strategie leczenia pozostaną nierozwinięte.” – powiedział główny autor badania, Francis Megraud. – „Zmniejszona skuteczność obecnych terapii może utrzymać wysoką częstość występowania raka żołądka oraz choroby wrzodowej, jeśli oporność na leki będzie nadal rosła w tym tempie.”

H. pylori został również zidentyfikowany jako czynnik ryzyka raka żołądka i uznany za trzecią wiodącą przyczynę zgonów z powodu raka na świecie. Badanie wykazało, że najwyższe wskaźniki oporności H. pylori na klarytromycynę miały południowe Włochy – 39,9%, Chorwacja – 34,6% oraz Grecja 30%. Według naukowców te wysokie poziomy są w dużej mierze przypisywane nadużywaniu antybiotyków w typowych dolegliwościach, takich jak przeziębienie i grypa.

Zbyt dużo czasu w mediach społecznościowych powoduje problemy ze snem

Według badań przeprowadzonych w Wielkiej Brytanii nastolatki korzystające z mediów społecznościowych przez ponad trzy godziny dziennie częściej doświadczają problemów ze snem. Młodzi ludzie chodzą później spać, a także budzą się w nocy, co negatywnie wpływa na ich samopoczucie i funkcjonowanie w ciągu dnia.

Jedna na pięć osób w wieku nastoletnim spędza w mediach społecznościowych co najmniej pięć godzin dziennie. Najpopularniejsze z używanych aplikacji to Instagram, WhatsApp oraz Facebook. Naukowcy z Unwiersytetu w Glasgow uważają, że dzieci w wieku od 13 do 15 lat doświadczają zaburzeń snu, które wynikają bezpośrednio z nadużywania mediów społecznościowych. Psychiatrzy już teraz zachęcają do niekorzystania z aplikacji internetowych przynajmniej na godzinę przed planowanym położeniem się spać.

Zaburzenia snu mogą mieć poważny wpływ na zdrowie psychiczne, wagę oraz wyniki osiągane w szkole przez młode osoby. Tymczasem podczas badań z udziałem 12 tysięcy nastolatków ustalono, że ponad 20% z nich korzysta z uroków Sieci przez więcej niż 5 godzin, podczas gdy większość używa mediów społecznościowych dwie-trzy godziny dziennie. Co ciekawe, zwykle więcej czasu na przeglądanie Internetu poświęcały dziewczynki.

Dr Holly Scott ze szkoły psychologii na Uniwersytecie w Glashgow uważa nowe ustalenia na temat wpływu mediów społecznościowych na sen nastolatków za wysoce niepokojące. Zdaniem Scott korzystanie z mediów społecznościowych nie tyle zakłóca sen, co po prostu go zastępuje. Nastolatkowie nie mogą zasnąć, ponieważ stale sprawdzają, co nowego wydarzyło się w Sieci.

Psychogowie zachęcają lekarzy rodzinnych do pytania pacjentów podczas wizyt kontrolnych o czas poświęcany przez nich na korzystanie z mediów społecznościowych, omawiając przy tym negatywne konsekwencje zdrowotne nadużywania aplikacji internetowych. Dla zdrowego snu kluczowe jest choćby to, by nie używać sprzętu elektronicznego wyposażonego w ekran przynajmniej na godzinę przed snem.

Badania dowodzą, że leki na nadciśnienie najlepiej zażywać przed snem

Wyniki najnowszych badań skupiających się na leczeniu nadciśnienia sugerują, że tabletki na nadciśnienie najlepiej zażywać przed snem, a nie, jak dotychczas zalecano, rano. Pora ta nie tylko sprzyja unormowaniu ciśnienia krwi, ale również znacznie zmniejsza ryzyko śmierci z przyczyn sercowo-naczyniowych, czyli na skutek zawału lub udaru.

Naukowcy postanowili przeanalizować dane medyczne zgromadzone przez Hygia Chronotheraphy Trial, czyli największe i najdłużej trwające badanie kliniczne, którego celem jest zbadanie wpływu stosowania leków na nadciśnienie na ryzyko wystąpienia zespołu objawów klinicznych związanych z zaburzeniami krążenia.

Losowo podzielono 19084 osób chorujących na nadciśnienie – połowa z nich miała przyjmować przepisane przez lekarzy leki rano, a druga połowa o zmienionej porze, dopiero przed snem. Okres obserwacji trwał 6 lat, w trakcie których pacjenci przynajmniej raz w roku zostali poddani 48-godzinnemu ambulatoryjnemu badaniu ciśnienia krwi.

Wyniki przeprowadzonej analizy wykazały, że pacjenci, którzy przyjmowali leki na nadciśnienie przed snem, posiadali bardziej unormowane ciśnienie, a co najważniejsze – znacznie rzadziej doświadczali śmierci lub choroby z powodu problemów sercowo-naczyniowych.

Zdaniem specjalistów przyjmowanie tabletek na nadciśnienie przed snem może zmniejszyć ryzyko śmierci z powodu chorób sercowo-naczyniowych o 66%, udaru mózgu o 49%, niewydolności serca o 42%, a z powodu rewaskularyzacji wieńcowej (zabiegu, który ma na celu przywrócenie prawidłowego krążenia poprzez poszerzenie lub pomostowanie tętnic wieńcowych) o 40%. Pod uwagę brano także zmienne, które mogłyby mieć wpływ na wyniki, m.in. płeć, wiek, poziom cholesterolu, nałogi, choroby nerek czy cukrzycę typu 2.

Jedyne ograniczenie, które posiadało wyżej opisane badanie, to to, że jego uczestnicy należeli do jednej grupy etnicznej – białoskórych Hiszpanów. Mimo wszystko na korzyść badania przemawia przede wszystkim jego skala oraz długi czas trwania. Naukowcy nie potrafią jednak uzasadnić, dlaczego leki na nadciśnienie lepiej działają na organizm, gdy są przyjmowane przed snem. Być może ma to związek z cyklami snu.

Powstał pierwszy lek, który może spowolnić rozwój Alzheimera

Amerykańska firma farmaceutyczna twierdzi, że udało jej się opracować pierwszy na świecie lek, który może spowolnić rozwój choroby Alzheimera. Co więcej, lekarstwo wkrótce ma być wprowadzone na rynek. Może być to prawdziwy przełom w terapii chorób neurodegeneracyjnych, ponieważ aktualnie nie ma żadnych leków na Alzheimera, możemy tylko łagodzić jego objawy.

 

Od ponad dekady nie było żadnego przełomu w leczeniu demencji. Niedawno jednak koncern farmaceutyczny Biogen ogłosił, że wkrótce będzie ubiegać się o zgodę na wprowadzenie na rynek leku przeciw Alzheimerowi o nazwie aducanumab. Proces zatwierdzenia ma ruszyć na początku 2020 roku. Jeśli przebiegnie pomyślnie, lek będzie dostępny nie tylko w aptekach Stanów Zjednoczonych, ale także w Europie.

Proces zakwalifikowania leku jako bezpieczny do użytku może potrwać nawet 1-2 lata. Początkowo będą mogły korzystać z niego wyłącznie osoby biorące udział w badaniach klinicznych. Wyższe dawki aducanumabu mogą w wyraźny sposób spowalniać procesy neurodegeneracyjne u osób zmagających się z chorobą Alzheimera. W efekcie pacjenci na dłużej zachowają swoją pamięć oraz samodzielność.

Aducanumab działa poprzez usuwanie szkodliwych białek amyloidowych gromadzących się w mózgach osób chorych na Alzheimera. To właśnie one odpowiadają za upośledzone funkcjonowanie mózgu i spadek zdolności poznawczych u chorych. Proponowana terapia jest pierwszą, która ma likwidować przyczynę, zamiast uśmierzania objawów.

Demencja nie stanowi konkretnej choroby, to raczej zespół objawów obejmujących problemy z pamięcią oraz myśleniem. Istnieje wiele różnych odmian demencji, a choroba Alzheimera jest uważana za jej najczęstszą i najlepiej zbadaną formę. Naukowcy mają nadzieję, że skuteczna terapia jest już w naszym zasięgu, a chorzy wreszcie będą mogli zyskać nadzieję na poprawę swojego stanu zdrowia.

Cotygodniowe spożywanie alkoholu może być niebezpieczniejsze od rzadkiego upijania się

Nowe badania sugerują, że regularne picie nawet niewielkich ilości alkoholu jest bardziej niebezpieczne dla zdrowia naszego serca niż sporadyczne upijane się. Zdaniem naukowców codzienne spożywanie alkoholu zwiększa ryzyko migotania przedsionków, czyli najczęstszego zaburzenia rytmu serca, które polega na nieskoordynowanym pobudzeniu przedsionków serca. Zwykle wiąże się ono z niewydolnością serca – pacjenci odczuwają kołotania, duszność, a także w klatce piersiowej.

Odgórne zalecenia dotyczące spożywania alkoholu koncentrowały się dotychczas przede wszystkim na ograniczaniu ilości, w jakich alkohol jest pity. Najnowsze badania sugerują jednak, że znacznie niebezpieczniejsze jest częste picie alkoholu niż sporadyczne spożywanie go w większych ilościach. Do takich wniosków doszli naukowcy z Koreańskiego Szpitala Anam w Seulu, którzy przedstawili swoje odkrycia w międzynarodowym, naukowym czasopiśmie kardiologicznym Europace.

Migotanie przedsionków stanowiące najczęstsze zaburzenie rytmu serca posiada wiele niebezpiecznych powikłań i znacznie obniża jakość życia. Większość ludzi odczuwa wówczas nieprzyjemne kołotania serca, duszność, zawroty głowy oraz ból w klatce piersiowej. Upośledzenie pracy serca następuje w wyniku choroby serca, powikłania lub operacji. W niektórych przypadkach za powód uznawane jest także nieleczone nadciśnienie oraz, jak się okazuje, częste spożywanie alkoholu. Główne z następstw migotania przedsionków to gromadzenie się krwi w dolnych komorach serca, co zwiększa prawdopodobieństwo śmiertelnie niebezpiecznych zakrzepów, prowadzących do zawałów i udarów.

Naukowcy odkryli, że ryzyko migotania przedsionków rośnie wraz z częstym spożywaniem alkoholu. dokładniej wykazano, że każde 12 g alkoholu, czyli odpowiednik mniej więcej jednego drinka w tygodniu, zwiększa ryzyko migotania przedsionków o 8%.

W 2009 roku przeanalizowano dane medyczne dotyczące blisko 10 mln pacjentów znajdujących się bazie Koreańskiego Krajowego Ubezpieczenia Zdrowotnego zawierającego dane prawie wszystkich pacjentów placówek medycznych w Korei Południowej. Żadna z branych pod uwagę osób nie posiadała migotania przedsionków, jednak każda wypełniła ankietę na temat swojego spożycia alkoholu. Analizę zaktualizowanych danych powtórzono w 2017 roku, aby zweryfikować zmiany, które zaszły w życiu pacjentów.

Oceniono wpływ zarówno cotygodniowego spożywania alkoholu, jak i sporadycznego upijania się na nabycie migotania przedsionków. Analiza wykazała, że znacznie niebezpieczniejsze jest cotygodniowe picie alkoholu, nawet jeśli wiąże się ono z mniejszą ilością przyswajanej substancji. Im częściej spożywano alkohol, tym gorsze były wyniki zdrowotne. Korelacja ta była obserwowana niezależnie od płci oraz wieku.

Badacze zwracają uwagę na to, że regularne spożywanie alkoholu może wywoływać pojedyncze epizody migotania przedsionków, jednak jeśli dana osoba nie zmieni swojego stylu życia, może doprowadzić to do nieodwracalnej choroby, a nawet śmierci.

Co jeść, aby mieć zdrowe jelita?

Niektóre wzorce żywieniowe zostały powszechnie uznane za zdrowsze dla układu pokarmowego, a konkretnie dla naszych jelit. W ostatnim czasie coraz więcej mówi się o kondycji jelit i jej wpływie na ogólny stan zdrowia człowieka. Zdaniem wielu naukowców to właśnie odpowiednio skomponowana dieta stanowi najważniejszą formę leczenia w coraz częściej spotykanych chorobach dolnego odcinka przewodu pokarmowego, takich jak wrzodziejące zapalenie jelita grubego, zespół jelita drażliwego czy choroba Leśniowskiego-Crohna. Co zatem powinniśmy jeść, aby mieć zdrowe jelita?

 

Mikroflora jelitowa to biliony mikroorganizmów zasiedlających nasze jelita i wpływających na to, w jakim stopniu organizm przyswaja składniki odżywcze z pożywienia, jak funkcjonuje nasz układ odpornościowy, a także na to, jak czujemy się psychicznie. Naukowcy stale odnajdują nowe powiązania pomiędzy stanem flory bakteryjnej jelit a różnorodnymi chorobami i dolegliwościami, m.in. nadciśnieniem, przyspieszonym starzeniem się organizmu czy chorobami psychicznymi. Dbanie o zdrowie jelit nie dotyczy więc wyłącznie układu trawiennego, ale także ogólnego zdrowia organizmu.

 

Mając na uwadze wyżej wspomniane kwestie, naukowcy z Uniwersytetu Medical Center Groningen w Holandii postanowili sprawdzić, jakie diety oraz pokarmy mają najkorzystniejszy wpływ na układ trawienny człowieka. Wyniki zaprezentowano podczas Tygodnia Europejskiej Gastroenterologii, który został zorganizowany w Barcelonie.

Badacze zgrupowali 160 najpopularniejszych składnikow diety człowieka, klasyfikując je według siedmiu wzorców żywieniowych. Następnie analizowano ich działanie przeciwzapalne, które mogłoby pomóc w leczeniu choroby Leśniowskiego-Crohna, wrzodziejącego zapalenia jelita grubego oraz zespołu jelita drażliwego.

W sumie wyróżniono 61 jednorodnych pokarmów, które skojarzono z 123 szczepami bakterii. Odkryto wówczas 49 różnych korelacji między danymi wzorami żywieniowymi a florą bakteryjną jelit. Poszczególne grupy zawierały:

  • diety roślinne,
  • białka roślinne,
  • białka zwierzęce,
  • niskotłuszczowy, sfermentowany nabiał,
  • składniki diety śródziemnomorskiej, czyli m.in. białko roślinne, rośliny strączkowe, pełnoziarniste pieczywo, warzywa, ryby, orzechy i wino,
  • chleb, rośliny strączkowe, ryby i orzechy,
  • mięso, ziemniaki, słodycze, cukier, fast food i słodzone napoje gazowane.

Na podstawie szczegółowej analizy udało się ustalić, że dieta bazująca na orzechach, owocach, rybach, warzywach i roślinach strączkowych miała lepszy wpływ na zdrową mikroflorę jelit niż jadłospis z zawartością mięsa, sfermentowanych produktów mlecznych, słodyczy oraz fast foodów.

Najlepszą kombinacją pokarmów zdrowych dla ludzkich jelit okazały się rośliny strączkowe, pełnoziarniste pieczywo, ryby i orzechy. W kale i krwi osób stosujących taki jadłospis wykryto mniej markerów stanu zapalnego.

Diety roślinne cechuje wysoki poziom krótkołańcuchowych kwasów tłuszczowych, które stanowią główne składniki odżywcze pożytecznych bakterii jelitowych, dlatego mogą one być stosowane przez osoby borykające się z problemami trawiennymi. Niezbędnym elementem diety okazało się także białko, potrzebne do biosyntezy witamin i aminokwasów.