luty 2020

Najnowsze testy pozwolą na ekstremalnie wczesne wykrywanie nowotworów

Dzięki nowym badaniom genetycznym lekarze będą mogli diagnozować nowotwory znacznie wcześniej, niż ma to miejsce obecnie. Nowe badania wykazały, że subtelne oznaki raka mogą pojawić się na wiele lat przed zdiagnozowaniem pacjenta.

Chociaż jest zbyt wcześnie, aby zastosować te wyniki w warunkach klinicznych, lekarze już teraz będą mogli korzystać z pewnych wskazówek. Według The Guardian naukowcy z Francis Crick Institute przeprowadzili analizę genetyczną próbek pochodzących z ponad 2500 guzów odpowiadających 38 rodzajom raka. Dzięki temu udało się zidentyfikować typowe mutacje związane z rakiem.

Mutacje te występują na ogół w obrębie tych samych dziewięciu genów i mogą pojawić się na wiele lat przed innymi zauważalnymi objawami raka. Testy obejmujące te mutacje będą mogły z dużym prawdopodobieństwem wykrywać nieprawidłowości w bardzo wczesnym stadium.

„Wykrycie tych wzorców oznacza, że ​możliwe będzie opracowanie nowych testów diagnostycznych wykrywających oznaki raka znacznie wcześniej.” – powiedział w wywiadzie dla The Guardian Peter Van Loo, jeden z głównych autorów badania.

Zespół badaczy powiedział, że jeśli ich praca zostanie włączona do testów klinicznych, lekarze mogą być w stanie wykryć raka wcześniej aż u jednej trzeciej pacjentów.

Opracowano "biodrukarkę", która może drukować komórki skóry bezpośrednio na ranie

Badacze opracowali nowe urządzenie, które „drukuje” nowe komórki skóry na ranie. Technologia ta może być niezwykle pomocna w przypadku pacjentów z poważnymi oparzeniami, które są zbyt rozległe, aby przeprowadzić przeszczepy skóry.

Według Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) szacunkowo 180 tys. zgonów rocznie jest spowodowanych poparzeniami. Obecne metody leczenia oparzeń niszczą zarówno górną, jak i dolną warstwę skóry, co spowalnia gojenie ran i może prowadzić do infekcji.

Nowatorskie urządzenie „drukuje” drobną powłokę skóry bezpośrednio na ranie. Jedną z kluczowych funkcjonalności jest możliwość używania urządzenia na ranie o dowolnym rozmiarze i kształcie. Jest to niezbędne do leczenia ran po oparzeniach, które mogą być niezwykle rozległe.

Siatka jest drukowana z substancji na bazie fibryny – nierozpuszczalnego białka biorącego udział w krzepnięciu krwi oraz komórkami MSC (mesenchymal stromal cells). MSC wspierają układ immunologiczny oraz przyspieszają wzrost komórek.

„Urządzenie zostało dotychczas przetestowane w leczeniu oparzeń u świń.” – powiedział współautor badania dr Marc Jeschke. – „Odkryliśmy, że urządzenie z powodzeniem nakładało „arkusze skóry” na rany. Nie odnotowano również żadnych komplikacji.”

Ponadto, okazało się, że proces gojenia ran został znacznie skrócony w porównaniu z tradycyjnymi sposobami leczenia. Badacze podkreślają, że potrzebne są kolejne badania kliniczne, jednak urządzenie jest niezwykle obiecujące i może zrewolucjonizować sposoby leczenia poparzeń.

Czerwone mięso, drób i ryby – jak wpływają na nasz układ krążenia?

Eksperci od lat alarmują, że przetworzone mięso może zwiększać ryzyko chorób sercowo-naczyniowych, a także śmierci. Jednak czy taka sama zasada dotyczy nieprzetworzonego czerwonego mięsa? I jak na jego tle prezentują się konsekwencje spożywania drobiu oraz ryb? Na te pytania postanowili odpowiedzieć naukowcy, przeprowadzając analizę badawczą.

Jak wspominano wyżej, kilka istotnych badań wykazało związek pomiędzy spożywaniem przetworzonego mięsa, takiego jak bekon, parówki, kiełbasa i tym podobne, a wyższym ryzykiem chorób sercowo-naczyniowych, które prowadzą do śmierci. Dokładna przyczyna tej zależności polega na wysokiej zawartości tłuszczów nasyconych, soli oraz konserwantów w tych produktach  spożywczych.

Jaki jednak wpływ na nasze zdrowie ma nieprzetworzone czerwone mięso, drób oraz ryby? Okazuje się, że jednoznaczna odpowiedź nie jest wcale taka prosta. Wyniki kilku badań na ten temat częściowo różnią się między sobą. Ich zbiorczą analizę opublikowano w czasopiśmie naukowym JAMA Internal Medicine. Analizowane przez naukowców dane dotyczyły w sumie 29 682 dorosłych obywateli USA, którzy na początku badań nie mieli chorób sercowo-naczyniowych. Wśród nich 44% osób stanowili mężczyźni, a 31% osoby czarnoskóre.

Dane dietetyczne były pozyskiwane od uczestników w latach 1985-2002, a ich stan zdrowia monitorowano przez kolejne 30 lat, do 31 sierpnia 2016 roku. W trakcie 19 roku obserwacji odnotowano 6 963 zdarzeń związanych ze zdrowiem sercowo-naczyniowym oraz 8 875 zgonów z dowolnej przyczyny. Spośród zdarzeń sercowo-naczyniowych 38,6% z nich stanowiły przypadki choroby niedokrwiennej serca, 25% udary, a 34% niewydolności serca.

Aby zdefiniować, co stanowi 1 porcję mięsa i móc właściwie ocenić dietę uczestników, naukowcy przygotowali specjalny kwestionariusz. Zatem 1 porcja mięsa odpowiadała około 113 g mięsa czerwonego, wieprzowego lub drobiowego oraz 85 g ryby. W przypadku przetworzonego mięsa 1 porcja zawiera odpowiednio albo 2 plastry boczku, albo 2 małe kiełbaski lub parówki. W sumie mediana tygodniowego spożycia mięsa, drobiu bądź ryb przez uczestników badania wyniosła ok. 1,5 dla produktów przetworzonych, 3 dla nieprzetworzonego czerwonego mięsa, 2 dla drobiu i  1,6 dla ryb.

Wyższe spożycie mięsa ogólnie, z wyłączeniem ryb, powiązano przede wszystkim z płcią męską, czarnym kolorem skóry, paleniem papierosów, cukrzycą, wysokim wskaźnikiem BMI, podwyższonym poziomem cholesterolu i spożywaniem większej ilości alkoholu. U osób tych zdiagnozowano wyższe ryzyko chorób sercowo-naczyniowych oraz o 7% podwyższone ryzyko śmierci z jakiejkolwiek przyczyny.

Bardziej szczegółowe wnioski sugerują, że każde 2 dodatkowe porcje przetworzonego mięsa spożywanego w ciągu tygodnia zwiększają ryzyko śmierci z jakiejkolwiek przyczyny o 3%, w porównaniu z osobami, które wcale nie jedzą przetworzonego mięsa. Co ciekawe, ta sama zależność dotyczy 2 dodatkowych porcji mięsa nieprzetworzonego. Nadmierna konsumpcja przetworzonego mięsa skutkuje o 7% wyższym ryzykiem chorób układu sercowo-naczyniowego. W przypadku nieprzetworzonego mięsa czerwonego ryzyko wzrasta o 3%, a w przypadku drobiu o 4%. Spożycia ryb wcale nie powiązano z wyższym ryzykiem chorób sercowo-naczyniowych.

Spożywanie sfermentowanej soi może wydłużać życie

Na podstawie nowego badania przeprowadzonego na dużą skalę w Japonii stwierdzono, że sfermentowane produkty sojowe mogą przyczyniać się do niższego ryzyka śmierci. Choć badanie miało wyłącznie charakter obserwacyjny, wnioski, których dostarczyło, można uznać za wysoce interesujące.

Soja stanowi w Azji bardzo popularny pokarm, który jest tam uprawiany już od czasów starożytnych. W ciągu ostatnich dziesięcioleci roślina z rodziny bobowatych podbija również rynki spożywcze w krajach zachodnich. Wraz z rosnącym zainteresowaniem naukami o żywieniu badacze starają się ustalić dokładne właściwości prozdrowotne soi.

Jedno z badań na temat soi wykazało szczególne działanie prozdrowotne przygotowanych na jej bazie, sfermentowanych produktów. Okazuje się bowiem, że mogą one obniżać ciśnienie krwi, zmniejszając przy tym ryzyko chorób sercowo-naczyniowych. Tematem tym zainteresowali się japońscy naukowcy, którzy postanowili powtórzyć badania na znacznie większą skalę. Ich wnioski opublikowano w czasopiśmie naukowym BMJ.

Postanowiono zweryfikować związek między spożywaniem różnych rodzajów produktów sojowych a śmiertelnością z jakiejkolwiek przyczyny. Wykorzystano w tym celu dane z 11 publicznych ośrodków zdrowia w Japonii. Dotyczyły one 42 750 mężczyzn i 50 165 kobiet w wieku od 45 do 74 lat. Każda z tych osób wypełniła ankietę dotyczącą jej stylu życia, zdrowia oraz stosowanej diety. Naukowcy śledzili stan zdrowia uczestników przez prawie 15 lat, odnotowując zgony, które miały miejsce w tym czasie.

Szczególną uwagę przyciągnęły sfermentowane produkty sojowe, m.in. pasta miso. Okazało się bowiem, że osoby, które spożywały soję w formie sfermentowanej, umierały aż o 10% rzadziej z jakichkolwiek przyczyn. Szczególnie niskie ryzyko zgonu dotyczyło przyczyn sercowo-naczyniowych. Szczep bakterii, które towarzyszył procesowi fermentacji, to przede wszystkim Bacillus subtilis. Co ciekawe, związek taki nie istniał w przypadku niesfermentowanej soi, na przykład tofu.

Sztuczne słodziki i tak wpływają na nasz metabolizm, ponieważ są słodkie

Coraz mniejsze znaczenie mają napisy „zero dodatku cukru”, „zero kalorii” na produktach takich jak słodkie napoje. Okazuje się bowiem, że sztuczne słodziki i tak wpływają na nasz metabolizm. Winowajcą okazuje się po prostu słodki smak, który nasz organizm interpretuje jako sygnał do uwalniania insuliny.

Od kilku lat w mediach nagłaśniany jest alarm dotyczący zbyt wysokiego spożycia cukru. Uznaje się go za główną przyczynę otyłości, chorób sercowo-naczyniowych oraz cukrzycy typu 2. Co więcej, cukier po prostu nas uzależnia, w taki sam sposób co inne używki. Wiele osób stara się ograniczyć tę słodką substancję w swoim życiu, idąc jednak na kompromis. Bardzo często alternatywę stanowią sztuczne słodziki, które, jak się okazuje, wcale nie rozwiązują naszego problemu.

Badania sprzed kilku lat sugerują, że sztuczne słodziki również predysponują do cukrzycy typu 2 oraz otyłości. Ponadto pojawiły się kolejne, nowe badania ponownie wykazujące niezaprzeczalny wpływ słodzików na nasz metabolizm. Naukowcy z Uniwersytetu Illinois w Chicago są zdania, że samo spróbowanie czegoś słodkiego ma wpływ na poziom glukozy w organizmie. Szczegółowe informacje na ten temat opublikowano w czasopiśmie naukowym Nutrients.

Dokładny przebieg badań wyglądał następująco: postanowiono sprawdzić, w jaki sposób sukraloza obecna w niskokalorycznych napojach wpływa na reakcję metaboliczną ludzkiego organizmu. Część uczestników posiadała umiarkowaną masę ciała, choć w badaniu brały udział także osoby otyłe. W sumie w badaniu wzięło udział 21 osób: 10 osób z prawidłową masą ciała i 11 osób otyłych. Żaden uczestnik nie chorował na cukrzycę.

Pierwszego tygodnia badano poziom glukozy oraz insuliny we krwi po wypiciu szklanki czystej wody. Z kolei w kolejnym tygodniu badanie powtórzono po wypiciu szklanki wody z dodatkiem 48 g sukralozy. Trzecie badanie nastąpiło kolejny tydzień później, po trzymaniu w ustach tej samej ilości sukralozy, jednak bez jej połykania. Jakie okazały się wyniki?

Autorzy badania podają, że u osób o normalnej masie ciało wypicie szklani wody z dodatkiem 48 g sukralozy nieznacznie obniżyło poziom insuliny w ciągu pierwszej godziny, a następnie zwiększyło wrażliwość organizmu na insulinę o około 50%. Organizmy osób otyłych zachowały się jednak inaczej. Poziom insuliny znacznie wzrósł po wypiciu wody z sukralozą. Co więcej, na ich wyniki wpłynęło samo smakowanie słodzika – i dotyczyło to obu grup pacjentów.

Mimo niewielkiej skali badań wyniki wydają się jednoznaczne. Jeżeli spożywamy sztuczne słodziki w celu uniknięcia ryzyka cukrzycy lub insulinooporności, nasze działanie jest bezcelowe. Na podstawie badania można także wywnioskować, że samo rzucie słodkiej gumy może mieć wpływ na poziom cukru i insuliny we krwi.

9 zaskakujących właściwości zdrowotnych kimchi

Jeszcze nie tak dawno temu nie było możliwe uprawianie świeżych warzyw przez 365 dni w ciągu roku. Z tego powodu ludzie na całym świecie opracowywali metody konserwacji żywności. Jeden z nich stanowiła fermentacja, która ze względu na swoje walory smakowe oraz prozdrowotne jest praktykowana do dziś. Podczas gdy w Polsce najczęściej kisimy ogórki i kapustę, w Korei najpopularniejsze jest kimchi, czyli kapusta pekińska z charakterystyczną mieszanką przypraw. Dlaczego warto włączyć także tę kiszonkę do swojej diety?

Bogactwo składników odżywczych

Kimchi, choć ma mało kalorii, jest prawdziwą kopalnią cennych mikroelementów. W sfermentowanej kapuście pekińskiej znajdziemy przede wszystkim witaminy A i C, a także co najmniej 10 różnych minerałów i ponad 34 aminokwasy. Oczywiście dokładna ich zawartość będzie się różnić w zależności od użytych składników i ich proporcji. Można jednak przyjąć, że przeciętna stupięćdziesięciogramowa porcja kimchi zawiera około 23 kalorie, 4 g węglowodanów, 2 g białka i poniżej 1 g tłuszczu. Znajduje się w niej za to spora dawka sodu, 19% dziennego zapotrzebowania na witaminę B6, 22% na witaminę C, 55% na witaminę K, 20% na folian, 21% na żelazo, 10% na witaminę B3 i 24% na witaminę B2. Imponujące, prawda?

Cenne probiotyki

Ponieważ kimchi jest poddawane fermentacji zawartych w potrawie skrobii oraz cukru, zawiera sporą dawkę pożytecznych dla naszego układu trawiennego bakterii. Na cukrach żerują szczepy Lactobacillus, które nadają potrawie charakterystycznej kwaskowości. Spożywane mikroorganizmy mogą zasiedlić nasze jelita, pozytywnie wpływając na stan zdrowia naszego układu pokarmowego, wzmacniając system odpornościowy, polepszając samopoczucie i chroniąc przed wieloma chorobami, również występowaniem nowotworów.

Wsparcie dla układu odpornościowego

Bakterie ze szczepów Lactobacillus pozytywnie wpływają na funkcjonowanie systemu immunologicznego. Podczas badań dowiedziono, że myszy, których jelita zasilono właśnie tymi bakteriami, posiadały niższe poziomy markerów stanów zapalnych w organizmie.

Zmniejszenie stanów zapalnych

Probiotyki i inne związki aktywne, które znajdują się w kimchi, mogą pomagać organizmowi w zwalczaniu stanów zapalnych. Badania na myszach wykazały, że HDMPPA, czyli jeden z głównych związków chemicznych w kimchi, poprawia kondycję naczyń krwionośnych właśnie poprzez łagodzenie stanów zapalnych w organizmie.

Spowolnienie procesów starzeniowych

Regularne spożywanie kimchi może dosłownie wydłużyć nasze życie. Przewlekłe stany zapalne w organizmie nie tylko skutkują licznymi chorobami, ale przyspieszają również procesy starzenia. Jeśli zatem kimchi działa na nasz organizm przeciwzapalnie, żywotność komórek naszego organizmu ulega wydłużeniu. To jednak jedynie hipotetyczny związek przyczynowo-skutkowy i nie prowadzono na ten temat oddzielnych badań.

Zapobieganie infekcjom drożdżowym

Pożyteczne szczepy bakterii w kimchi mogą zapobiegać infekcjom naszego organizmu drożdżami. Tego rodzaju infekcje nie tylko powodują uciążliwe swędzenie, ale mogą również przyczyniać się do rozwoju oporności na antybiotyki. Dlatego tak istotne są naturalne metody leczenia, a najlepiej profilaktyki. Doskonale wpisuje się w nią regularne spożywanie kimchi.

Pomoc w odchudzaniu

Kimchi to smaczna, a jednocześnie niskokaloryczna przekąska. Czterotygodniowe badanie z udziałem 22 osób z nadwagą wykazało, że jedzenie świeżego lub sfermentowanego kimchi pomogło pacjentom zmniejszyć masę ciała, wskaźnik BMI oraz poziom tkanki tłuszczowej. Co jednak jeszcze ciekawsze – obniżeniu uległ również poziom cukru we krwi uczestników.

Wsparcie dla zdrowego serca

Badania wskazują na to, że jedzenie kimchi może zmniejszać ryzyko chorób serca. Wynika to z właściwości przeciwzapalnych potrawy. Codzienne spożywanie ok. 15-210 g kimchi obniżyło poziom cukru i cholesterolu we krwi pacjentów – kolejne czynniki, które, gdy są zbyt wysokie, predysponują do chorób serca.

Łatwość przygotowania

Chociaż kimchi kojarzy nam się z egzotyczną, a zatem również trudną w przygotowaniu potrawą – wcale tak nie jest. Do przygotowania kimchi potrzebujemy jedynie kapusty pekińskiej, marchwi, cebuli, imbiru, czosnku, cukru, soli, mąki ryżowej, chili i ewentualnego sosu rybnego. W sieci nabyć można także gotowe mieszanki przypraw do kimchi – wówczas dokupujemy jedynie kapustę. Kiszenie kimchi przebiega w taki sam sposób co jakakolwiek fermentacja warzyw. Zwykle zajmuje około 3 dni w temperaturze pokojowej lub do 3 tygodni, jeśli temperatura otoczenia wynosi do 4 stopni Celsjusza.

Mężczyzna przez 10 lat nosił w mózgu tasiemca wielkości jaja

Przez lata pewien Teksańczyk zmagał się z silnymi bólami głowy, których przyczyny nie szło ustalić. Ból był na tyle intensywny, że niejednokrotnie doprowadzał do wymiotów. W końcu lekarzom udało się zlokalizować szokującą przyczynę – tasiemca, który osiedlił się w okolicy mózgu mężczyzny.

Oprócz silnych bólów głowy mężczyzna o imieniu Gerard cierpiał również na ucisk pnia mózgu oraz podwyższone ciśnienie śródczaszkowe z powodu wodogłowia. Lekarz stwierdził, że stan pacjenta zagraża życiu, dlatego podjęto decyzję o natychmiastowej operacji. Skany MRI mózgu mężczyzny ujawniły torbielowatą narośl w komorze czwartej. To właśnie ją uznano za przyczynę wszelkich dolegliwości człowieka.

Narośl zoperowano, jednak ze względu na jej podejrzany wygląd zlecono analizę w laboratorium. Okazało się, że był to tasiemiec Taenia solium, który w ciągu 10 lat pasożytowania w organizmie mężczyzny rozrósł się do wielkości jajka. W jaki sposób mógł dostać się do mózgu człowieka? Niestety każdy z nas może spożyć tasiemca, na przykład w zanieczyszczonej wodzie lub w surowym mięsie. Zwykle tasiemce zasiedlają jelita, ale w rzadkich przypadkach ich larwy osiedlają się także w mięśniach oraz w mózgu.

Trudno jest zdiagnozować typowe objawy posiadania tasiemca. W poważnych przypadkach mogą one jednak powodować neurocystykozę, czyli pasożytniczą infekcję mózgu. Ten niebezpieczny stan często prowadzi do epizodów padaczki i w znacznym stopniu zagraża życiu. Każdego roku w Stanach Zjednoczonych diagnozowane jest około tysiąca przypadków neurocystykozy, jednak tylko niewielka część z nich wymaga operacji mózgu.  

Mężczyzna, który przez 10 lat nosił w mózgu tasiemca, przeżył operację i powrócił już do zdrowia. Na nowo może spędzać czas ze swoją rodziną i pracować. Zdaniem lekarzy pacjent musiał w przeszłości spożyć zainfekowany posiłek lub napić się zanieczyszczonej wody, w której znajdowały się larwy tasiemca.