Wrzesień 2020

Naukowcy znaleźli związek między otyłością a słabym węchem

Według Światowej Organizacji Zdrowia, globalna otyłość niemal potroiła się od 1975 roku. W 2016 roku, prawie 2 mld dorosłych osób miało nadwagę, z czego 650 mln zmagało się z otyłością. W tym samym roku, aż 41 mln dzieci poniżej 5 roku życia miało nadwagę lub otyłość. Taki stan zdrowia wiąże się z wieloma chorobami i dysfunkcjami – wciąż odkrywane są nowe. W niedawno opublikowanym przeglądzie naukowym stwierdzono, że osoby otyłe częściej mają ograniczony węch – zarówno w przypadku apetycznych, jak i odstręczających zapachów.

 

Związek pomiędzy zapachem a masą ciała do tej pory był stosunkowo nieznanym obszarem badań naukowych. Naukowcy z Uniwersytetu Otago w Nowej Zelandii niedawno odkryli jednak zaskakującą korelację między otyłością a osłabionym powonieniem.

 

Zgromadzono dane medyczne na temat 1500 osób, które badano empirycznie i klinicznie na całym świecie. Dzięki temu dowiedziono, że istnieje silny związek pomiędzy otyłością a ograniczoną zdolnością do odczuwania zapachu. Innymi słowy – im szczuplejsza jest dana osoba, tym lepszy ma węch.

 

Zapach odgrywa kluczową rolę w naszym modelu odżywiania, ponieważ wpływa na to, jakie smaki wybieramy. Słaby węch może prowadzić do niezdrowego odżywiania, a zatem narażamy się na większe ryzyko otyłości.

Osoby o słabym węchu częściej sięgają po wysoko przetworzone produkty spożywcze, ponieważ potrzebują silniejszych bodźców smakowych. Stąd częściej spotykana konsumpcja fast foodów i słodzonych napojów. Takie osoby wyjątkowo męczą się na lekkostrawnych dietach o umiarkowanej ilości przypraw.

 

Można by pomyśleć, że to właśnie osłabiony węch powoduje otyłość, ale w rzeczywistości jest zupełnie odwrotnie. Naukowo udowodniono, że to otyłość upośledza nam węch. Co więcej, odkryto, że utrata masy ciała na nowo przywraca poprawnie funkcjonowanie zmysłów. To kolejny powód, dla którego warto utrzymywać prawidłową masę ciała. 

 

 

Opracowano metodę kontroli ciśnienia wewnątrzgałkowego przy jaskrze

Okazuje się, że można manipulować ciśnieniem wewnątrzgałkowym za pomocą specjalnej rurki. Eksperymenty wskazały nowe możliwości leczenia jaskry, a także dowiodły wyjątkową rolę ciśnienia płynu w oczach w rozwoju choroby.

 

W przypadku jaskry ludzkiej ciśnienie wewnątrzgałkowe wzrasta z powodu upośledzonego odpływu płynu. Istniejąca terapia próbuje poradzić sobie z tym objawem choroby, ale jak dotąd nie można wyleczyć jaskry. Amerykańscy naukowcy z University of South Florida przeprowadzili eksperymenty na modelach zwierzęcych i udowodnili, że ich metoda pomaga skutecznie kontrolować ciśnienie wewnątrzgałkowe.

 

Naukowcom udało się manipulować ciśnieniem za pomocą maleńkiej rurki, która ze źródła i czujnika ciśnienia trafiła do oka zwierzęcia. Czujnik ciśnienia dokonywał pomiarów co kilka sekund przez dwa miesiące bez niepokojenia zwierzęcia.

 

Eksperymenty wykazały, że wzrost ciśnienia wewnątrzgałkowego u zwierząt bez patologii okulistycznych doprowadził do zaburzeń siatkówki i nerwu wzrokowego, podobnych do tych, które rozwijają się u ludzi z jaskrą.

 

„Widzimy, że zmiany ciśnienia śródgałkowego są wystarczające, aby sprowokować chorobę. Jednocześnie nasza metoda pomaga je regulować bez uszkadzania oczu ”- tłumaczą naukowcy.

 

Wiadomo, że wzrost ciśnienia wewnątrzgałkowego jest niestabilny i nieprzewidywalny. Naukowcy mogą teraz kontrolować tę zmienność. Potencjalnie system można również skonfigurować tak, aby dostarczał leki do oczu w tym samym czasie. Ta funkcja zostanie przetestowana w kolejnych etapach badań.

 

Jednego dnia opublikowano dwa sprzeczne badania nad COVID-19

Naukowcy są podzieleni co do tego, czy Covid-19 łatwiej rozprzestrzenia się w suchym czy wilgotnym powietrzu. Jest to do tego stopnia problematyczne, że w ciągu jednego dnia pojawiły się dwa zupełnie sprzeczne ze sobą artykuły naukowe na ten sam temat.

Eksperci z University of Sydney stwierdzili przedwczoraj, że niska wilgotność pomaga koronawirusowi w utrzymywaniu się w powietrzu przez dłuższy czas, co prowadzi do ośmiu nowych przypadków przy każdym procentowym spadku wilgotności. W tym samym czasie naukowcy z University of Missouri opublikowali swoje badania dowodzące, że krople wirusa wydalane przez kaszel i kichanie mogą pozostać w powietrzu 23 razy dłużej w wilgotnych warunkach. Komu zatem powinno się wierzyć?

Czy koronawirus SARS COV2 jest aż tak uniwersalny czy też poprostu współczesna nauka błądzi i nie jest w stanie dojść do konsensusu. Większość odkryć naukowych poczynionych od początku pandemii sugeruje, że koronawirus preferuje chłodne, suche warunki - i jest mniej skuteczny w gorących i wilgotnych klimatach. Z drugiej strony jednym z największych ognisk choroby COVID-19 były Włochy a zatem trudno potraktować te diagnozę jako pewną.

Jak twierdzą autorzy badania z z University of Missouri. 

"Transport i los ludzkich kropelek wydychanych odgrywa kluczową rolę w przenoszeniu chorób zakaźnych układu oddechowego. Kropelki są wrażliwe na warunki środowiskowe, w tym temperaturę, wilgotność i przepływy otoczenia”.    


W badaniu, opublikowanym w  Physics of Fluids, przyjrzano się wpływowi przepływu powietrza i płynu na wydychane krople za pomocą symulacji i modeli matematycznych. W środowisku o dużej wilgotności - wysokim stężeniu pary wodnej w powietrzu - krople mogą przemieszczać się na odległość do 5 metrów. Zespół opracował kolorowy wykres, aby pokazać, jak wilgotność względna i temperatura wpływają na czas przebywania 100-mikrometrowej kropli w powietrzu.


Jak stwierdzono w badaniu, wysoka wilgotność może wydłużyć żywotność średnich kropelek w powietrzu nawet 23 razy. Gdy wilgotność jest zerowa, niezależnie od temperatury, kropla wyparuje w powietrzu w ciągu kilku sekund. Wraz ze wzrostem temperatury spędza coraz mniej czasu w powietrzu, zanim opada. Gdy temperatura osiągnie ponad 30 ° C, wirus nie będzie przebywał w powietrzu dłużej niż pięć sekund.


Po drugiej stronie spektrum stają naukowcy z Sydney University. Epidemiolog i jeden z autorów badania, profesor Michael Ward, twierdził że: 

„Kiedy wilgotność jest niższa, powietrze jest bardziej suche i powoduje to, że aerozole są mniejsze. Kiedy kichasz i kaszlesz, te mniejsze zakaźne aerozole mogą dłużej pozostawać w powietrzu. To zwiększa zagrożenie dla innych ludzi. Kiedy powietrze jest wilgotne, a aerozole są większe i cięższe, szybciej spadają i osadzają się na powierzchni ziemi.”


W badaniu założono, że SARS-CoV-2 unosi się w powietrzu, co oznacza, że ​​może pozostawać w powietrzu przez długi czas i nie spada tylko na ziemię. Chociaż naukowcy nie potwierdzili, że SARS-CoV-2 jest przenoszony w powietrzu, coraz więcej dowodów sugeruje, że tak się dzieje. Jednak konsensus naukowy jest taki, że kropelki z dróg oddechowych - które są duże i spadają na podłogę pod wpływem grawitacji - są głównym sposobem rozprzestrzeniania się Covid-19.


Według badania opublikowanego w Transboundary and Emerging Diseases, obniżona wilgotność w kilku różnych regionach Sydney była konsekwentnie związana ze wzrostem liczby przypadków. Badanie wykazało, że przy zaledwie jednoprocentowym spadku wilgotności względnej może nastąpić wzrost o osiem procent przypadków Covid-19. Oczekuje się, że przy dziesięcioprocentowym spadku liczba przypadków wzrośnie dwukrotnie. Badanie potwierdziło wcześniejsze analizy przeprowadzone przez ten sam zespół w lipcu, które również dotyczyły regionu Greater Sydney.

Mamy tu więc doczynienia z dwoma sprzecznymi diagnozami opartymi o metody naukowe. O ile więc nie mamy doczynienia z uniwersalnym narzędziem zagłady operującym równie efektywnie w ciepłym, chłodnym, wilgotnym i suchym klimacie, któraś ze stron naukowej debaty musiała popełnić błąd. Zresztą nie są to jedyne sprzeczne badania w tym zakresie.

 

Jeszcze niedawno, naukowcy z King's College London twierdzą, że suche powietrze, spowodowane niską wilgotnością, może ułatwić Covid-19 zakażenie dróg oddechowych. Naukowcy z Chin jeszcze na początku lutego twierdzili, że wirus wydaje się lepiej rozprzestrzeniać podczas letniej pogody, przy optymalnej temperaturze wynoszącej 19 ° C, wilgotności wynoszącej 75% i mniej niż 30 milimetrach miesięcznego deszczu. Biorąc na wzgląd tak sprzeczne ze sobą dane, trudno nie odnieść wrażenia, że nawet sami naukowcy nie mają pojęcia co tak na prawdę wpływa na wirusa SARS COV2.

 

 

Viagra pomaga uniknąć nieplanowanego cięcia cesarskiego

Według American Journal of Obstetrics and Gynecology, sildenafil - substancja czynna Viagry,  przeszła drugą fazę badań klinicznych jako środek zapobiegający deficytom tlenu u dzieci podczas porodu. Syldenafil rozszerza naczynia krwionośne łożyska i tym samym poprawia przepływ krwi do płodu. Zmniejsza to prawdopodobieństwo, że kobieta rodząca będzie musiała przeżyć cesarskie cięcie, jeśli podczas skurczów jej dziecko zacznie odczuwać brak tlenu.

 

Skurcz macicy podczas porodu zmniejsza intensywność przepływu krwi przez łożysko, więc jeśli skurcze występują bardzo często i trwają długo, często trzeba wykonać nieplanowane cięcie cesarskie. Chirurgia brzucha zawsze stanowi ryzyko, którego lekarze starają się unikać. Można to zrobić teoretycznie, jeśli przepływ krwi w łożysku zostanie w jakiś sposób przywrócony.

 

Naukowcy z University of Queensland pod kierownictwem Sailesha Kumara próbowali zwiększyć dopływ krwi do płodu podczas skurczów syldenafilem. Dobrze wiadomo, że początkowo zamierzali go użyć do poprawy przepływu krwi do serca, ale odkryli, że ma on znacznie większy wpływ na naczynia narządów miednicy. Badania ex vivo wykazały również, że lek rozszerza naczynia normalnie rozwiniętego łożyska ludzkiego.

 

Australijscy naukowcy zaprosili do udziału w badaniu trzysta kobiet, których ciąża była bezproblemowa i które przygotowywały się do porodu w szpitalu w Brisbane. Połowa z nich podczas skurczów otrzymała 1 - 3 tabletki syldenafilu, a połowa placebo. Jednocześnie monitorowali bicie serca płodu (nieregularne skurcze mogą oznaczać brak tlenu) i stwierdzili, w jakim odsetku przypadków kobiety w ciąży potrzebują nieplanowanego cięcia cesarskiego.

 

Spośród tych, którym podano syldenafil, cesarskie cięcie cesarskie było przepisywane o 51 procent rzadziej (p = 0,0004) i odnotowano 43 procent mniej przypadków nieregularnego bicia serca u płodu (p = 0,0005). Lek nie miał poważnych skutków ubocznych dla dobrego samopoczucia kobiet. Stężenie syldenafilu we krwi pępowinowej wynosiło średnio 3,6 procent stężenia u matek, co oznacza, że stosowanie tego leku podczas porodu raczej nie zaszkodzi dziecku.

 

Jednak opóźniony wpływ leku na zdrowie kobiet i ich dzieci nie został jeszcze w pełni zbadany. Co więcej, po badaniu syldenafilu, które przeprowadzono w Holandii, jedenaście dzieci zmarło, więc przez pewien czas australijscy naukowcy zawiesili testy. Jednak Holendrzy nie badali wpływu substancji czynnej Viagry na krwiobieg w łożysku podczas normalnej ciąży, ale wpływ, jaki syldenafil wywiera na nienarodzone dzieci z poważnym opóźnieniem wzrostu wewnątrzmacicznego. Fakt, że w trakcie tego badania niektóre dzieci zmarły, bardziej prawdopodobne jest, że lek nie jest dla nich niebezpieczny, ale że nie normalizuje rozwoju płodu.

 

Teraz Saylesh Kumar i jego koledzy planują przeprowadzić trzecią fazę badań klinicznych syldenafilu jako środka przeciw niedotlenieniu podczas porodu. Szacuje się, że weźmie w niej udział około trzy tysiące ciężarnych kobiet.

 

Odkryto mechanizm skutecznego leczenia miażdżycy

Eksperymenty naukowców wskazały nowy cel terapeutyczny w leczeniu miażdżycy i wielu innych chorób sercowo - naczyniowych. Badacze odkryli mechanizm odpowiedzialny za regulację lipidów we krwi. Naruszenie tego procesu uważane jest za najwcześniejszy etap rozwoju chorób serca i naczyń.

Choroba sercowo - naczyniowa występuje, gdy lipidy osocza krwi odkładają się w ścianach naczyń krwionośnych, ostatecznie ograniczając lub blokując przepływ krwi. Prawie co trzecia osoba na świecie ma podobne problemy, więc zrozumienie mechanizmów regulujących poziom lipidów ma kluczowe znaczenie dla opracowania skuteczniejszych metod leczenia chorób układu krążenia.

 

Lipidy, takie jak cholesterol i trójglicerydy, są transportowane w krwiobiegu przez białko apolipoproteinę - B (ApoB). Są one znane jako lipoproteiny „złego cholesterolu” i są potrzebne do transportu lipidów z jelit i wątroby do innych tkanek. W najnowszym badaniu naukowcy skupili się na białku MTP, które ma kluczowe znaczenie dla syntezy tego typu lipoprotein. Ich prace są publikowane na stronie Carnegie Institution.

 

Zwykle MTP może przenosić różne typy lipidów do ApoB, w tym triglicerydy i fosfolipidy. Naukowcy po raz pierwszy zidentyfikowali mutację zwaną MTP, która blokuje ten proces w trójglicerydach, ale nie w fosfolipidach.

 

„Rozdzielenie tych dwóch funkcji było nieoczekiwane i ważne, ponieważ wysoki poziom trójglicerydów w lipoproteinach jest skorelowany ze słabymi wynikami klinicznymi, w tym cukrzycą i chorobami serca” - wyjaśniła Meredith Wilson.

 

Wcześniej zidentyfikowane mutacje w MTP zakłócają obie funkcje przenoszenia białek, więc jelito może mieć trudności z wchłanianiem tłuszczów i witamin rozpuszczalnych w tłuszczach z pożywienia. Przez wiele lat MTP uważano za możliwy cel terapeutyczny w obniżaniu poziomu trójglicerydów we krwi, jednak inhibitory MTP mogą powodować całkowite zablokowanie funkcji białek, co może zakłócać pracę jelit i powodować gromadzenie się tłuszczu w wątrobie.

 

„Nasza praca otwiera drzwi do bardziej specyficznych inhibitorów MTP, które selektywnie blokują transmisję trójglicerydów” - podsumowała Wilson. „Powinno to obniżyć poziom trójglicerydów w krążeniu bez powodowania niebezpiecznych skutków ubocznych w jelitach i wątrobie”.

 

Mikrodawkowanie LSD pomaga uśmierzać ból

LSD to związek, który znany jest przede wszystkim z wywoływania halucynacji. Jednak jak wskazują najnowsze badania, stosowanie odpowiednio małych dawek LSD skutecznie uśmierza ból i nie wywołuje żadnych efektów ubocznych.

 

 

Naukowcy z Maastricht University i Fundacji Beckley przeprowadzili badanie randomizowane z udziałem podwójnie ślepej próby na 24 ochotnikach, którym podano pojedynczą dawkę 5, 10 i 20 mikrogramów LSD, lub placebo. Dawki te były na tyle niskie, aby uczestnicy eksperymentu nie odczuli żadnych zauważalnych efektów psychodelicznych. Następnie ochotnicy wykonywali szereg różnych czynności, takich jak zanurzanie dłoni w zbiorniku z lodowatą wodą, aby naukowcy mogli sprawdzić ich tolerancję na ból.

 

Badanie wykazało, że osoby, które otrzymały 20 mikrogramów LSD potrafiły znacznie dłużej trzymać ręce w lodowatej wodzie niż osoby przyjmujące placebo, a także zmniejszyło się doświadczane przez nich subiektywne odczuwanie bólu i nieprzyjemności. Naukowcy obliczyli, że mikrodawkowanie LSD zwiększa tolerancję na ból o około 20%. Co więcej, przeciwbólowe działanie LSD utrzymywało się do pięciu godzin od przyjęcia dawki.

 

Autorzy tego eksperymentu twierdzą, że właściwości przeciwbólowe LSD można tu porównać do działania niektórych opioidowych leków przeciwbólowych. Oczywiście nie można opierać się wyłącznie na tym jednym badaniu, dlatego należy przeprowadzić kolejne. Jednak zdaniem naukowców, mikrodawkowanie LSD może być obiecującą i bezpieczną alternatywą w uśmierzaniu bólu, nie wywołującą skutków ubocznych.

 

Naukowcy wyhodowali pierwsze funkcjonalne miniaturowe ludzkie serca

Naukowcy stworzyli w laboratorium pierwsze funkcjonalne miniaturowe ludzkie serca. Organoidy zostały wyhodowane z komórek macierzystych, składają się ze wszystkich pierwotnych typów komórek serca i posiadają funkcjonujące komory, a także układ naczyniowy. Najnowsze osiągnięcie w dziedzinie medycyny pozwoli lepiej zrozumieć, jak rozwijają się ludzkie serca, aby w przyszłości tworzyć organy przeznaczone do przeszczepów.

 

Naukowcy stworzyli organoidy ludzkiego serca pobierając próbki skóry lub komórek krwi od osób dorosłych. Następnie przeprogramowali je na komórki macierzyste, zwane indukowanymi pluripotencjalnymi komórkami macierzystymi (IPSC), z których można później tworzyć inne typy komórek. W przeszłości wykorzystywano komórki macierzyste do tworzenia miniaturowych ludzkich narządów, takich jak nerki, wątroby, płuca, naczynia krwionośne, a nawet mózg. Teraz po raz pierwszy wyhodowano w ten sposób ludzkie serca.

 

Badania potwierdziły, że wyhodowane w laboratorium organoidy dokładnie naśladują rozwój serca płodu. Już po szóstym dniu, miniaturowe serca zaczęły bić, a w ciągu 15 dni osiągnęły rozmiar około 1 mm i zawierały złożone komory wewnętrzne, a także wszystkie główne typy komórek serca.

Źródło: Uniwersytet Stanu Michigan

Wcześniejsze badania obejmowały wykorzystanie serc należących do szczurów, z których najpierw usuwano zwierzęce komórki, a następnie zastępowano je ludzkimi odpowiednikami. Zaletą nowej metody jest również znacznie szybszy wzrost organizmów serca. Badania w tym zakresie pozwolą odkryć nowe metody leczenia schorzeń, a na wyhodowanych w laboratorium miniaturowych ludzkich sercach można testować leki i metody lecznicze.

 

Słonie trzymane w niewoli otrzymają medyczną marihuanę w celu zmniejszenia stresu

Przedstawiciele warszawskiego ZOO powiedzieli, że będą podawać słoniom medyczną marihuanę, aby sprawdzić, czy poziom stresu słoni ulegnie zmniejszeniu.

 

Konopie medyczne są używane na całym świecie w leczeniu psów i koni, ale do niedawna nie było żadnych inicjatyw, aby leczyć nią słonie.

 

Eksperci z warszawskiego zoo zaaplikują słoniom afrykańskim wysoce skoncentrowany płynny kannabidiol. Słonie będą zażywać narkotyku przez trąbę. Według weterynarzy z zoo kanabidiol wywoła euforię u słoni i nie będzie miał negatywnego wpływu na wątrobę oraz nerki zwierząt.

 

Przedstawiciele ZOO stawiają swoją inicjatywę jako próbę znalezienia naturalnej alternatywy dla istniejących metod radzenia sobie ze stresem, zwłaszcza związanym z przyjmowaniem leków.

 

Eksperyment, w którym słonie przyjmą medyczną marihuanę, potrwa co najmniej dwa lata. Lekarze weterynarii będą regularnie sprawdzać poziom stresu zwierząt, mierząc ich poziom hormonów i analizując ich zachowanie. Jeśli projekt się opłaci, to medyczna marihuana trafi nie tylko do słoni, ale także do innych zwierząt żyjących w niewoli.

 

 

Konopie dla słoni z Warszawskiego ZOO - dr Agnieszka Czujkowska

We współpracy z dobrekonopie.pl rozpoczynamy projekt, podczas którego sprawdzimy wpływ olejków CBD z konopi siewnych na nastrój naszych zwierząt. Na początek programem objęliśmy  słonicę Fredzię ze Słoniarnia i Nosorożce Warszawskiego ZOO, która po niedawnej śmierci Erny - szefowej słoniowego stada - była nieco zestresowana i ma niewielkie problemy z ustaleniem swojej pozycji w stadzie.

 

Jad pszczeli skutecznie leczy raka piersi

Po raz pierwszy australijscy naukowcy przetestowali sprawdzony już środek przeciwnowotworowy - jad pszczoły miodnej - na potrójnie ujemnym raku piersi. Choroba ta jest niezwykle trudna do pokonania, więc alternatywne metody leczenia dadzą nadzieję tysiącom pacjentek.

Potrójnie ujemny rak piersi jest tak nazwany, ponieważ jego komórki nie zawierają receptorów dla estrogenu, progesteronu i białka HER-2. Oznacza to, że terapia hormonalna jest bezsilna wobec tego typu guza, który szybko rośnie i może zacząć dawać przerzuty już na pierwszym etapie. Prawdopodobieństwo nawrotu po chemioterapii jest wysokie, podczas gdy wskaźnik przeżycia po usunięciu guza, wręcz przeciwnie, jest wyjątkowo niski.

 

Dr Ciara Duffy z Instytutu Badań Medycznych Harry'ego Perkinsa i Uniwersytetu Australii Zachodniej wraz z zespołem wykazała, że ​​potrójnie ujemny rak piersi jest łatwo zwalczany przez melitynę, składnik jadu pszczelego. W artykule opublikowanym w czasopiśmie Nature wykazano, że pewne stężenie melityny może spowodować śmierć 100% komórek nowotworowych przy minimalnym wpływie na prawidłowe komórki organizmu. Całkowite zniszczenie błon komórek rakowych może nastąpić w ciągu zaledwie 60 minut. Jad trzmieli nie wykazywał podobnych efektów.

 

Naukowcy odkryli, że melityna wyłącza szlaki sygnałowe, których używa guz do wzrostu i namnażania komórek. Ponadto, gdy działa, trucizna tworzy dziury w błonach komórek rakowych, przez które mogą skutecznie przenikać leki. Melityna może być stosowana z małymi cząsteczkami lub lekami do chemioterapii. Takie połączenie było niezwykle skuteczne w zmniejszaniu wzrostu guza u myszy. Ta praca naukowa jest pierwszym badaniem dotyczącym skuteczności melityny w leczeniu raka piersi, chociaż wpływ jadu pszczelego na komórki nowotworowe jest znany od dawna. 

 

 

Nowe badanie zbliża nas do uniwersalnej szczepionki przeciw komarom

Większość ukąszeń komarów (pomimjając swędzące uczucie), jest nieszkodliwa dla ludzi. Jedynie niektóre z tych owadów przenoszą patogeny, takie jak bakterie i wirusy, które mogą okazać się śmiertelne. W odpowiedzi na to, stanął zespół badawczy kierowany przez dr. Jessicę Manning i Matthew Memoli'ego z NIH's National Institute of Allergy and Infectious Diseases (NIAID). Stworzyli oni bowiem uniwersalną szczepionkę przeciw komarom.

 

Specyfik znany jako AGS-v zawiera cztery syntetyczne peptydy, które znajdują się w białkach gruczołów ślinowych różnych gatunków komarów. Praca naukowa opisująca jego powstanie, została sfinansowana przez NIAID wraz z Biurem Dyrektora NIH (OD) i National Cancer Institute (NCI). Po przejściu weryfikacji opublikowano ją 11 czerwca 2020 roku w czasopiśmie naukowym Lancet.

Czterdziestu dziewięciu zdrowych ochotników zostało losowo przydzielonych do jednej z trzech grup. Jedna grupa otrzymała zastrzyki z nieaktywnego placebo (woda); jeden otrzymał zastrzyki ze szczepionki; a jeden otrzymał zastrzyki w połączeniu z adiuwantem, związkiem zaprojektowanym do wzmocnienia odpowiedzi immunologicznej. Wszyscy dostali dwa zastrzyki w odstępie 21 dni. W 42 dniu badania wolontariusze przeszli „sesję karmienia” wolnymi od choroby komarami wyhodowanymi w NIH.

 


Komary przez chwilę karmiły się z ramion ochotników przez cienką siateczkę, gdy znajdowały się w pojemniku przypominającym filiżankę. Wolontariusze byli monitorowani przez dwanaście miesięcy po pierwszym szczepieniu. Żaden z nich nie miał poważnych niepożądanych reakcji na szczepionkę lub karmienie komarów. Komary były również monitorowane po sesji karmienia, aby sprawdzić, czy szczepionka miała jakikolwiek wpływ na ich przeżycie lub liczbę potomstwa, które wyprodukowały.


Zgodnie ze słowami dr. Maning:


„Powszechnie dostępna „uniwersalna” szczepionka mogłaby prawdopodobnie zapewnić ochronę przed pojawiającymi się i ponownie pojawiającymi się chorobami przenoszonymi przez komary, umożliwiając urzędnikom zdrowia publicznego szybkie reagowanie na nowe ogniska i epidemie bez czekania na nowe terapie lub opracowane szczepionki”


Badania krwi ochotników wykazały, że ci, którzy otrzymali szczepionkę z adiuwantem, wytwarzali specyficzne przeciwciała przeciwko peptydom. U jednego z ochotników wystąpiła znaczna wysypka po pierwszej dawce szczepionki, ale nie stwierdzono większych obaw dotyczących bezpieczeństwa. Wydawało się, że komary nie zostały dotknięte po karmieniu się zaszczepionymi osobami. Potrzebne są dalsze badania, aby sprawdzić, czy szczepionka będzie działać przeciwko poszczególnym patogenom i narażeniu na komary w środowisku naturalnym.