Grudzień 2020

Czy ludzie tyją na skutek smogu?

Jeśli mieszkasz w dużym mieście z wieloma fabrykami i samochodami, wiedz, że oddychasz brudnym powietrzem. Za każdym razem, idąc ulicami, wdychasz substancje niebezpieczne dla naszego organizmu, takie jak ozon i dwutlenek azotu. Naukowcy już dawno wiedzieli, że negatywnie wpływają one na nasze płuca, a nawet zdrowie psychiczne, ale ostatnio okazało się, że brudne powietrze może powodować otyłość, a nawet rozwój cukrzycy. Wszystko dlatego, że wdychane przez nas chemikalia niszczą bakterie żyjące w naszych jelitach i nie pomagają naszemu ciału działać prawidłowo. To nie tylko założenie, ale fakt, który niedawno został udowodniony przez amerykańskich naukowców.

 

Ich badania i odkrycia zostały zapisane w czasopiśmie naukowym Environment International. Naukowcy zbadali różnorodność bakterii jelitowych 101 mieszkańców amerykańskiego stanu Kalifornia, aby dowiedzieć się, jak brudne powietrze wpływa na układ trawienny człowieka. Eksperci badali również stopień zanieczyszczenia powietrza w regionach, w których egzystowali wolontariusze. Wszyscy mieszkali w południowej części stanu, która słynie ze słonecznej pogody i pięknych widoków na Ocean Spokojny. Pomimo całego swojego piękna powietrze w tym obszarze okazało się pełne ozonu, który jest uważany za głównego wroga bakterii jelitowych. Jeśli coś złego stanie się z bakteriami jelitowymi, możesz popaść w depresję i nie komunikować się. Dlaczego tak się dzieje?

 

Porównując stan bakterii jelitowych ochotników i poziom stężenia ozonu w powietrzu, naukowcy odkryli, że brudne powietrze niszczy około 128 gatunków mikroorganizmów potrzebnych naszemu ciału. Większość z nich bierze udział w produkcji insuliny, więc obecnie uważa się, że brudne powietrze może wywołać rozwój cukrzycy. Jeśli dana osoba wdycha dużą ilość ozonu przez 24 godziny, bakterie z gatunku Bacteroides caecimuris zaczynają namnażać się w jelitach, co powoduje przyrost masy ciała.

 

Zasadniczo wyniki badań nie zaskoczyły szczególnie naukowców. Szkodliwość powietrza w mieście jest dobrze znanym faktem i obecnie badacze mogą badać tylko, w jaki sposób szkodliwe związki wpływają na ludzkie ciało. Przedstawiciele niektórych szpitali wcześniej informowali, że ludzie skarżą się na problemy trawienne w dniach, w których stężenie szkodliwych substancji w powietrzu jest szczególnie wysokie. Teraz nie jest to tylko obserwacja, ale fakt naukowo udowodniony.

 

Powietrze kalifornijskie zawiera dużo ozonu, ale jak tam sprawy w miastach naszego kraju? W Polsce w wielu miastach, zwłaszcza zimą, stwierdzono obecność zanieczyszczeń powietrza, znanych jako PM2.5. Należą do nich mikroskopijne cząstki sadzy, asfaltu i innych ciał stałych, a także małe kropelki niebezpiecznych cieczy. Osiedlają się w płucach człowieka i często stają się przyczyną rozwoju chorób sercowo - naczyniowych i raka.

 

Nie ma dokładnych danych na temat stężenia ozonu w powietrzu w polskich miastach, ale nie ma wątpliwości, że wszyscy wdychamy szkodliwe substancje każdego dnia. Niszczą one nasze narządy oddechowe, mózg i, jak się teraz okazało, nawet nasz układ trawienny.

 

Jeśli chcesz przynajmniej nieznacznie zmniejszyć negatywny wpływ powietrza w mieście, często powinieneś wyjeżdżać poza miasto. Z reguły w miejscach, w których nie ma budynków i samochodów, powietrze jest znacznie czystsze i jest w stanie zapewnić naszemu ciału oderwanie się od szkodliwych substancji. Ważne jest, aby wszyscy zrozumieli, że podróżując na łono przyrody, należy dbać o jej czystość i nie pozostawiać śmieci. Idealnie, w maju będzie można zorganizować spacery po lesie lub pojechać na rowerze. Najważniejsze pod koniec wiosny jest ochrona przed kleszczami, a w tym roku również przestrzeganie procedur, umożliwiających uniknięcie koronawirusa.

Kolejne kraje odwołują loty do Wielkiej Brytanii. Zmutowanego koronawirusa wykryto jeszcze w Danii, Holandii i we Włoszech!

Minister Zdrowia Wielkiej Brytanii twierdzi, że nowy szczep koronawirusa „wymknął się spod kontroli”. Ma on być bardziej zaraźliwy od zwykłego SARS-CoV-2. Od niedzieli w Londynie wprowadzono całkowity lockdown. W sobotę na dworcach kolejowych tłum ruszył do ucieczki. Kolejne kraje zamykają już ruch lotniczy z Wyspami Brytyjskimi -  w tym od dzisiaj Polska.

Nowa mutacja nie jest wcale nowa, bo jest znana już od przynajmniej dwóch miesięcy, ale ostatnio, akurat w Wielkiej Brytanii, kraju, który rozpoczął jako pierwszy szczepienia przeciw COVID-19, zaczęto identyfikować coraz więcej przypadków zakażeń dokładnie tym nowym szczepem.

 

Patogeny mają to do siebie, że mutują starając się jak najlepiej dostosować aby przetrwać. Zwykle kolejne mutacje nie są tez tak zjadliwe, patogen staje się powszechny i zatrzymuje się jego ekspansja. Wygląda na to, że na takiej drodze znalazł się własnie niesławny koronawirus SARS-CoV-2.

 

Zatem to już pewne - Nowy Rok 2021 - zaczynamy rundę drugą z nowym, bo zmutowanym wirusem. Tym szczepem można się rzekomo znacznie szybciej zarazić ale jest on dużo łagodniejszy niż ten z którym mieliśmy obecnie do czynienia. Co ciekawe liczni politycy, jak na przykład brytyjski i niemiecki minister zdrowia, zapewniają, że osławiona szczepionka Pfizera pozwoli zyskać odporność również na nową mutację koronawirusa SARS-CoV-2. I wiadomo to już teraz, kilka dni po tym, gdy ludzie dowiedzieli się, że mają się bać kolejnego bardziej zaraźliwego koronawirusa.

Koronawirusy co roku wywołują straszne choroby, na przykład katar. Jeśli dobrze się go leczy trwa tydzień, a nieleczony aż 7 dni! W tym czasie często ludzie z zatkanymi nosami traca węch a więc i smak. Te straszne wirusy atakowały nas od zawsze, a my byliśmy nieświadomi konsekwencji i nieodpowiedzialnie nie oddychaliśmy przez szmatki nawet mając katar i o zgrozo nikogo to nie raziło. Co jeszcze dziwniejsze kiedyś gdy ktoś kichnął słyszało się "Na zdrowie", nawet od obcych, a obecnie kichnięcie budzi grozę jak z horroru. Zamiast kichać w przyłbicę kiedyś ludzie kichali gdzie bądź, stając sie zabójcami!

 

Dlatego musimy się chronić. Musimy chodzić w szmatkach na twarzach. Jeśli ktoś przybył z Wielkiej Brytanii na Boże Narodzenie to niestety, minister zdrowia Adam Niedzielski poinformował na Twitterze, że wydał dyspozycje Inspekcji Sanitarnej, by od poniedziałku wykonywać testy na koronawirusa każdej zgłaszającej się osobie, która w ostatnim czasie podróżowała z Wielkiej Brytanii. Zatem trzeba się przebadać, bo z katarem nie ma żartów.

 

Ze względów bezpieczeństwa loty z Wielkiej Brytanii do Polski zostaną zawieszone od północy z poniedziałku na wtorek. Lotów z i do Wielkiej Brytanii zakazują kolejne kraje, na przykład Belgia i Holandia. Co ciekawe z kolei Turcja zakazuje lotów z Wielkiej Brytanii, ale również z Holandii i z Belgii gdzie również wykryto przypadki zakażeń nowym szczepem. W tym tempie za tydzień każdy kraj zakaże lotów do innych krajów i vice versa.

 

Władze większości krajów na świecie nie mają wątpliwości, że nowy koronawirus oznacza, że trzeba się szczepić jeszcze bardziej i jeszcze szybciej i zadawać jeszcze mniej pytań o bezpieczeństwo szczepionki. O szczepionkach obecnie można mówić tylko jak o zmarłych czyli dobrze, albo wcale.

Pielęgniarka zaszczepiona publicznie na COVID-19 zemdlała na oczach mediów

Pielęgniarka, która była jednym z pierwszych pracowników służby zdrowia, którzy zostali zaszczepieni na COVID-19 w mieście Chattanooga w stanie Tennessee zemdlała w telewizji na żywo po otrzymaniu szczepionki. Do zdarzenia doszło w zeszły czwartek.

Kobieta, która pracuje w szpitalu przy pacjentach z zakażeniem wirusem grypopodobnym SARS-CoV-2, pozwoliła sobie zrobić publicznie szczepienie preparatem Pfizera. Po około 15 minutach od podania pierwszej dawki szczepionki mRNA udzielała wywiadu mówiąc o swoich motywacjach w związku z przyjęciem preparatu wygłaszała kolejne banały zachęcając w ten sposób ludzi do szczepień gdy nagle powiedziała, że czuje się dziwnie po czym osunęła się na ziemie.

 

Od razu doskoczyli do niej zamaskowani mężczyźni w białych kitlach, którzy zaczęli ją cucić. Przekaz jednak poszedł w świat i zapis tego wydarzenia po kilku dniach wypłynął. W oczywisty sposób stawia to pytania wobec bezpieczeństwa niesprawdzonej dostatecznie szczepionki mRNA firm Pfizer i Biontech.

 

Aby przeciwdziałać oddziaływaniu tego faktu na społeczeństwo media nabrały najpierw wody w usta nie informując w ogóle o tym zdarzeniu, a kilka dni potem, gdy nagranie rozprzestrzeniało się już w internecie - nomen omen - jak wirus, nagle przystąpiły do rozpaczliwego wyjaśniania tego przypadku jako niezwiązanego ze szczepieniem.

 

Nieszczęsną pielęgniarkę nakłoniono do wyznania, że często mdleje bez powodu. Zasugerowano, że była to reakcja zupełnie niezwiązana ze szczepieniem. Według tej wersji kobieta po prostu się zdenerwowała i dlatego padła na ziemię chwilę po szczepieniu, które nie miało z tym nic wspólnego i jest bezpieczne. 

 

Sytuacja tak bardzo zmartwiła internetowych propagandystów z głównych sieci społecznościowych, że udostępnienie materiału z pielęgniarką mdlejącą po szczepieniu było poprzedzone dodatkowymi ostrzeżeniami. Zrobił tak na przykład Facebook, który uniemożliwia udostępnianie filmiku z pielęgniarką bez adnotacji współpracujących z tą platformą samozwańczych cenzorów, którzy objaśniają, że szczepionka nie ma związku z utratą świadomości pracowniczki szpitala z Tennessee.

 

Spożywanie sosu sojowego może wydłużać życie

Na podstawie nowego badania przeprowadzonego na dużą skalę w Japonii stwierdzono, że sfermentowane produkty sojowe mogą przyczyniać się do niższego ryzyka śmierci. Choć badanie miało wyłącznie charakter obserwacyjny, wnioski, których dostarczyło, można uznać za wysoce interesujące.

 

Soja stanowi w Azji bardzo popularny pokarm, który jest tam uprawiany już od czasów starożytnych. W ciągu ostatnich dziesięcioleci roślina z rodziny bobowatych podbija również rynki spożywcze w krajach zachodnich. Wraz z rosnącym zainteresowaniem naukami o żywieniu badacze starają się ustalić dokładne właściwości prozdrowotne soi.

 

Jedno z badań na temat soi wykazało szczególne działanie prozdrowotne przygotowanych na jej bazie, sfermentowanych produktów. Okazuje się bowiem, że mogą one obniżać ciśnienie krwi, zmniejszając przy tym ryzyko chorób sercowo-naczyniowych. Tematem tym zainteresowali się japońscy naukowcy, którzy postanowili powtórzyć badania na znacznie większą skalę. Ich wnioski opublikowano w czasopiśmie naukowym BMJ.

Postanowiono zweryfikować związek między spożywaniem różnych rodzajów produktów sojowych a śmiertelnością z jakiejkolwiek przyczyny. Wykorzystano w tym celu dane z 11 publicznych ośrodków zdrowia w Japonii. Dotyczyły one 42 750 mężczyzn i 50 165 kobiet w wieku od 45 do 74 lat. Każda z tych osób wypełniła ankietę dotyczącą jej stylu życia, zdrowia oraz stosowanej diety. Naukowcy śledzili stan zdrowia uczestników przez prawie 15 lat, odnotowując zgony, które miały miejsce w tym czasie.

 

Szczególną uwagę przyciągnęły sfermentowane produkty sojowe, m.in. pasta miso czy sos sojowy. Okazało się bowiem, że osoby, które spożywały soję w formie sfermentowanej, umierały aż o 10% rzadziej z jakichkolwiek przyczyn. Szczególnie niskie ryzyko zgonu dotyczyło przyczyn sercowo-naczyniowych. Szczep bakterii, które towarzyszył procesowi fermentacji, to przede wszystkim Bacillus subtilis. Co ciekawe, związek taki nie istniał w przypadku niesfermentowanej soi, na przykład tofu.

Zdaniem lekarzy koronawirus może wpływać na struny głosowe i zmieniać głos

Choroby zakaźne wpływają na całe ciało, i okazuje się, że bardzo często zmieniają ton głosu chorej osoby. Do takiego wniosku doszli amerykańscy naukowcy z Massachusetts Institute of Technology. Znaleźli zmiany w głosie osób, które "bezobjawowo przechorowały" koronawirusa SARS-CoV-2. Co więcej ustalono, że zmiany tembru głosu były tak subtelne, że ludzie nie zwracali nawet na nie uwagi.

Szef grupy naukowej, Thomas Quatieri, wcześniej prowadził badania w tej dziedzinie, a wraz z nadejściem pandemii zadał sobie pytanie - czy biomarkery głosowe mogą istnieć u osób zakażonych koronawirusem? Sądząc po głównych objawach choroby, gdy dana osoba ma trudności z oddychaniem, rozwija suchy kaszel, duszność - było to całkiem realne.

 

Zapalenie układu oddechowego wpływa na szybkość wydechu powietrza, gdy pacjent mówi, a powietrze wchodzi w interakcje z setkami innych potencjalnie zapalnych mięśni. Naukowcy twierdzą, że ton głosu, rezonans, głośność itd. zmieniają się, a wszystkie te parametry można zmierzyć i wykorzystać jako biomarkery.

 

Podczas eksperymentów dokładnie porównali nagrania przemówień sławnych ludzi, którzy zachorowali na COVID-19, ale jeszcze nie wykazywali objawów, z wywiadów, kiedy byli zdecydowanie zdrowi. Po przeanalizowaniu nagrań za pomocą komputera naukowcy odkryli, że rzeczywiście zakażenie koronawirusem wywołuje napięcie mięśni i utrudnia ich ruch, a różnorodność sygnałów dźwiękowych jest zmniejszona. Aparat mowy chorego na COVID-19, zdaniem badaczy został nieco upośledzony w porównaniu z jego wcześniejszą wydolnością.

 

Jeśli potwierdzi się, że aparat mowy chorego na COVID-19 jest uproszczony w porównaniu z jego wcześniejszymi możliwościami, będzie to stwarzało szansę do powstania nowych rodzajów testów na koronawirusa. Będzie wystarczyło powiedzieć kilka słó i system sztucznej inteligencji, oparty o uczenie maszynowe rozpozna bezobjawowych chorych. Biomarkery głosowe mogą też wskazywać, że dana osoba została zarażona koronawirusem.

 

Trójwymiarowe bioniczne oko może zapewnić człowiekowi superwzrok

Naukowcy stworzyli pierwsze na świecie trójwymiarowe sztuczne oko, które może okazać się potencjalnie lepsze od prawdziwego. Wynalazek nie tylko pomoże osobom niewidomym, ale może też zapewnić niezwykłe umiejętności wzrokowe ludziom, a nawet robotom.

 

Bioniczne oczy mogą przywracać wzrok osobom, które go straciły, a nawet tym, które nigdy bo nie miały. Współczesne najbardziej zaawansowane bioniczne oczy to nic innego jak okulary z zainstalowaną kamerą. Dane z tego urządzenia są przetwarzane, a następnie wysyłane do implantu, znajdującego się na siatkówce. Stamtąd sygnały są przekazywane do obszaru mózgu, odpowiedzialnego za wzrok.

 

Niestety nawet te najnowocześniejsze wynalazki nie zapewniają doskonałego wzroku. Użytkownicy widzą błyski światła, ale urządzenia te nie pozwalają im normalnie funkcjonować w życiu codziennym. Najnowsze bioniczne oko, opracowane przez naukowców z Uniwersytetu Nauki i Technologii w Hongkongu może odmienić ten stan rzeczy.

 

Źródło: HKUST

Tak zwane oko elektrochemiczne zostało opracowane na podstawie prawdziwej siatkówki. Te trójwymiarowe wklęsłe urządzenia mają na swojej powierzchni szereg maleńkich czujników światła, które zostały zaprojektowane w taki sposób, aby naśladowały fotoreceptory na ludzkiej siatkówce. Czujniki te są mocowane do przewodów wykonanych z ciekłego metalu, które zastępują nerwy wzrokowe.

 

Podczas testów wykazano, że elektrochemiczne oko dość wyraźnie rejestruje obrazy. Z jego pomocą można nawet odczytywać duże pojedyncze litery. Zdaniem wynalazców, nowe bioniczne oko wciąż nie dorównuje prawdziwemu, ale posiada ogromny potencjał. Naukowcy twierdzą, że zastosowanie innych materiałów mogłoby zapewnić użytkownikom np. umiejętność widzenia w ciemności.

Ustalono kluczową przyczynę starzenia się

Naukowcy z uniwersytetu w Bernie w Szwajcarii odkryli, że tłuszcz trzewny znajdujący się w jamie brzusznej przyczynia się do łagodnego przewlekłego stanu zapalnego, co z kolei przyspiesza rozwój chorób związanych z wiekiem i osłabionej odporności. Artykuł opisujący odkrycie jednej z kluczowych przyczyn starzenia się został opublikowany w czasopiśmie Nature Metabolism.

 

Kluczową rolę w procesie patologicznym odgrywają określone komórki odpornościowe - leukocyty eozynofili. Chociaż zwykle są obecne w układzie krążenia, eksperci znaleźli je w trzewnej tkance tłuszczowej u ludzi i myszy. Wiadomo, że komórki te zapewniają ochronę przed wielokomórkowymi pasożytami i przyczyniają się do rozwoju chorób alergicznych narządów oddechowych, takich jak astma. W jamie brzusznej wspierają miejscową homeostazę immunologiczną.

 

Z wiekiem liczba eozynofili maleje, a liczba makrofagów prozapalnych wzrasta. Z powodu braku równowagi tłuszcz brzuszny staje się źródłem związków przyczyniających się do stanu zapalnego.

 

Eksperymenty na myszach wykazały, że przeszczep eozynofili od młodych zwierząt do starych biorców zmniejszył nie tylko miejscowe, ale także łagodne ogólnoustrojowe zapalenie. Takie podejście miało odmładzające działanie na starzejące się ciało. W rezultacie starsze zwierzęta wykazały znaczną poprawę sprawności fizycznej i układu odpornościowego.

 

Wirtualna epidemia sprzed 12 lat dała nam przedsmak pandemii kronawirusa

Tak zwany "Incydent Zepsutej Krwi" (ang. Corrupted Blood Incident) to dość znany termin wśród społeczności graczy i epidemiologów. Mowa tu o wirtualnej epidemii, która rozpoczęła się w grze World of Warcraft, jeszcze w 2005 roku tuż po wyjściu instancji o nazwie Zul Gurub. Wygląda na to że pozyskane jako jej rezultat dane, są obecnie wykorzystywane do walki z koronawirusem.

Jej zaistnienie było skutkiem błędu projektantów gry, a zarazem celowego wykorzystywania zawartej w niej mechaniki do dalszego rozprzestrzeniania plagi. Uważa się, że niewielka grupa grających, która zainicjowała tę epidemię doprowadziła do śmierci około 4 milionów postaci graczy. Zacznijmy jednak od początku.

Całe szaleństwo rozpoczęło się od finalnego bossa dodanego wraz ze wspomnianą instancją Zul'Gurub Hakkara. W trakcie walki nakładał on na gracza czar osłabiający (ang. debuff) o nazwie „Corrupted Blood”. Jego efektem była choroba, która przez pewien czas zadawała postaci gracza stałe obrażenia. Czar rozprzestrzeniał się również na inne postacie znajdujące się w pobliżu osoby zarażonej, w tym również i zwierzęta, co stało się zarzewiem dla całej epidemii.

 

Zgodnie z zamysłem programistów działanie czaru Hakkara powinno minąć po opuszczeniu instancji. Jednak niektóre klasy postaci graczy miały możliwość przywoływania zwierząt, które także mogły być nosicielami debuffa. Zainfekowane zwierzę mogło zostać odwołane w stan gotowości (co wstrzymywało czas do upłynięcia działania czaru) i przywołane z powrotem w innym miejscu, gdzie roznosiło chorobę. Zaraza dotykała nie tylko graczy, ale i postacie niezależne (NPC), które same nie mogły od niej zginąć, ale rozprzestrzeniały ją na innych graczy. Epidemia bardzo szybko wyeskalowała i objęła niemal całość ówczesnego świata gry. 

Zajścia z września 2005 roku zainteresowały sobą wielu epidemiologów, którzy analizując zachowania ludzi uczestniczących w tym wydarzeniu, potraktowali je jako symulację wybuchu zarazy obejmującej zróżnicowany czynnik ludzki. Mowa tu o ludziach, którzy uciekając przed plagą zarażali innych graczy i NPC'e, "lekarzach" którzy organizowali strefy pomocy dla chorych czy "grieferach", którzy celowo zarażali społeczności na innych serwerach.

 

Cały ten kontekst jest dość ważny ponieważ jeden z autorów tego badania  Dr. Eric Lofgren, jest obecnie zaangażowany w walkę z koronawirusem w Stanach Zjednoczonych. Badacz wraz ze swoim zespołem, próbuje obecnie oszacować potrzeby amerykańskiego systemu opieki zdrowotnej w dobie epidemii koronawirusa COVID-19. Mowa tu o zapotrzebowaniu na respiratory, środki odkażające czy też zagrożenie w jakim znajdują się obecnie lekarze i pielęgniarki.

Sam badacz w wywiadzie dla portalu PC Gamer wypowiedział się na temat wpływu jaki Incydent Zepsutej Krwi wywarł na współczesne modele epidemiologiczne:

 „Dla mnie była to dobra ilustracja tego, jak ważne jest zrozumienie ludzkich zachowań. Kiedy ludzie reagują na sytuacje kryzysowe związane ze zdrowiem publicznym, w jaki sposób te reakcje naprawdę kształtują bieg rzeczy. Często postrzegamy epidemie jako zdarzenia, które po prostu mają miejsce. Poprostu jest wirus, który robi różne rzeczy. Ale tak naprawdę wirus, który rozprzestrzenia się między ludźmi, i to w jaki sposób ludzie wchodzą ze sobą w interakcje, zachowują się i słuchają autorytetów lub nie, są to bardzo ważne rzeczy. Nie można tak naprawdę przewidzieć chaosu jaki ma miejsce podczas epidemii. Zakładanie że „o tak, wszyscy poddadzą kwarantannie. Będzie dobrze” nie ma najmniejszego wsparcia w rzeczywistości.”


Oczywiście model tworzony na podstawie World of Warcraft nie miał prawa być idealny. Wystarczy wspomnieć, że podczas gdy ludzie celowo zarażający innych wirusem byli traktowani w modelach jako terroryści, to całość incydentu wydarzyła się jednak w sferze wirtualnej. Utrata życia w grze nie oznacza śmierci postaci na dobre. Idąc tym tokiem rozumowania również wylecznie faktycznego wirusa nie sprowadza się do wciśnięcia przycisku na klawiaturze.

Incydent Zepsutej Krwi dał nam jednak jasno do zrozumienia, że w obliczu paniki i walki o przetrwanie, epidemia potrafi wymknąć się spod kontroli w mgnieniu oka. W przypadku wirtualnej choroby, jej rozprzestrzenienie zawdzięczaliśmy przedmiotom umożliwiającym natychmiastowe przemieszczanie się między miastami oraz lekkomyślnemu zachowaniu ludzi. Czy zatem trwająca obecnie epidemia różni się od tej obecnej, która sparaliżowała niemal cały świat?

 

Wystarczy przypomnieć sobie, że koronawirus dotarł do Europy ze względu na zbyt późną kontrolę i wstrzymanie transportu lotniczego oraz autobusowego. Słynny przypadek francuzki, która uciekając z Wuhan samolotem, obniżyła swoją temperaturę lekami unikając kontroli to idealna paralela do myślących tylko o własnym bezpieczeństwie graczach, którzy nie zważając na roznoszenie wirusa usiłowali ratować własne życie. Takich incydentów było zresztą dużo więcej, a wprowadzenie w życie odpowiednich procedur mogło pomóc w zaduszeniu epidemii w zarodku.

 

Nie można oczywiście zapominać o pozytywnym elemencie całego modelu w postaci pomocnych ludzi. W epidemii z WoWa chodziło o graczy, którzy leczyli i zdejmowali z innych klątwę, lub też łączyli się w szwadrony i ścigali roznoszących chorobę grieferów. Obecnie podejmowanych jest wiele podobnych działań rządowych, a wielu prywatnych przedsiębiorców zaopatrza szpitale w konieczne zasoby i środki odkażające. Reasumując, bardzo wiele zachowań ludzi w realnym świecie, faktycznie stanowi lustrzane odbicie wydarzeń, które miały miejsce jeszcze przed 12 laty. Czy incydent z gry komputerowej mógł pomóc w zapobiegnięciu obecnej pandemii? Zapewne nigdy nie poznamy odpowiedzi na to pytanie.

Powstała pierwsza sztuczna siatkówka na bazie białek jedwabiu

Naukowcy z Uniwersytetu Complutense w Hiszpanii opracowali biohybrydową siatkówkę wykonaną z fibroiny, tj. białka z jedwabiu pająka i komórek prawdziwej siatkówki. Pomoże to naprawić uszkodzoną siatkówkę u osób cierpiących na schorzenia takie jak zwyrodnienie plamki związane z wiekiem. Wyniki pracy zostały opublikowane w Journal of Neural Engineering.

 

Komórki nowej sztucznej siatkówki są przyczepione do bardzo cienkich biofilmów z fibroiny jedwabiu (biomateriału w 100% kompatybilnego z ludzką tkanką) i pokryte żelem, który chroni je podczas operacji oka i pozwala im przeżyć czas potrzebny do ustabilizowania się tkankę nosiciela po przeszczepie.

 

Naukowcy, aby stworzyć sztuczną siatkówkę, opracowali błony z fibroiny jedwabiu o właściwościach mechanicznych podobnych do błony Brucha, wewnętrznej warstwy naczyniówki, która podtrzymuje siatkówkę. Następnie naukowcy dostroili je tak, aby komórki siatkówki mogły przylegać i rosły na nich komórki nabłonkowe i nerwowe.

 

Na koniec przeprowadzili badanie in vitro strukturalnych i funkcjonalnych właściwości biohybrydy. Zwyrodnienie plamki żółtej związane z wiekiem (AMD) jest chorobą neurodegeneracyjną, która powoduje utratę centralnego widzenia, a w zaawansowanych stadiach nawet ślepotę. AMD występuje często u osób powyżej 65 roku życia.

 

Rewolucyjna metoda oczyszczania organizmu podczas snu

W efekcie połączenia starannie wyselekcjonowanych, naturalnych składników, powstały plastry, które niezwykle skutecznie oczyszczają organizm. Kinoki Detox Gold to produkt, dzięki któremu odzyskasz energię, zwalczysz różnego rodzaju problemy zdrowotne i poprawisz swoją witalność. Co warto wiedzieć przed ich zakupem?

Jakie substancje zawierają plastry Kinoki Detox Gold?

Znakomicie oceniane plastry oczyszczające Kinoki Detox Gold zostały wykonane z wysokiej jakości składników pochodzenia naturalnego i roślinnego. To połączenie starannie dobranych substancji sprawia, że plastry są niezwykle skuteczne oraz ekologiczne. W składzie produktu znajduje się m.in. turmalin, czyli półszlachetny kamień, który w wyjątkowy sposób poprawia krążenie krwi oraz funkcjonowanie systemu immunologicznego. Dzięki niemu na stopach pojawia się uczucie przyjemnego ciepła.

Plastry zawierają także ocet bambusowy, mający za zadanie wchłonąć wszelkie toksyny oraz złagodzić stany zapalne, ocet drzewny, który charakteryzuje się doskonałymi właściwościami oczyszczającymi oraz dokudami, czyli roślina neutralizująca wolne rodniki. Uzupełnieniem składu wysokiej jakości plastrów oczyszczających jest znany z medycyny orientalnej liść loquat, chitosan oraz popularna witamina C. Tak bogate i zrównoważone zestawienie składników gwarantuje doskonałe efekty. Produkty te są wykorzystywane od setek lat do poprawy zdrowia oraz samopoczucia.

Jak działają plastry oczyszczające?

Dobrze dobrane plastry oczyszczające mają wiele zalet, jednak jednym z największych plusów, jakie możesz dostrzec poprzez ich regularne stosowanie jest poprawa krążenia krwi. Plastry dodatkowo łagodzą bóle związane z przemęczeniem oraz wzmacniają układ odpornościowy. Dzięki nim będziesz cieszyć się niezwykle oczyszczonym i zdrowym organizmem. Regularna kuracja prowadzi do poprawy jakości życia w wielu obszarach. Sen jest zdecydowanie bardziej efektywny, budzisz się wypoczęty i pełen energii. Łatwiej skupiasz się również na codziennych zadaniach.

Plastry działają nieinwazyjnie, a dzięki unikalnej formule możesz być pewny, że prozdrowotne efekty zauważysz bardzo szybko. Stosowanie plastrów jest bardzo proste – nie wymaga prowadzenia skomplikowanych zabiegów. Wystarczy przykleić je na noc do stóp, a rano ściągnąć i wyrzucić. Pełna kuracja powinna trwać około dwóch tygodni. Po plastry oczyszczające nie powinny sięgać jedynie dzieci, kobiety w ciąży lub osoby, które są uczulone na wymienione wcześniej składniki.

https://auraherbals.pl/produkty/kinoki-detox-plastry-oczyszczajace-10-szt-oryginalne/