Styczeń 2021

Lek na pasożyty może stać się kolejnym potencjalnym lekiem na koronawirusa

Jak donosi telewizja Sky News, australijski lek Iwermektyna, który jest stosowany na całym świecie w leczeniu chorób pasożytniczych, wykazuje świetne wyniki w zabijaniu koronawirusa w badaniach z udziałem pacjentów. Czy stoimy właśnie przed odkryciem kolejnego potencjalnego leku na chorobę COVID-19?

 

Iwermektyna jest znanym od dawna lekiem przeciwpasożytniczym, znajdującym się na liście kluczowych preparatów Światowej Organizacji Zdrowia. W toku badań, ustalono, iż jest on inhibitorem wirusa SARS-CoV-2. Zdaniem naukowców, nie tylko wyhamowuje on rozmnażanie się wirusa ale i zmniejsza ilość wirusowego RNA o 5000 razy, w ciągu zaledwie 48 godzin. Informacje na temat tego związku i jego oddziaływania na postep choroby COVID-19, pojawiły się jeszcze w połowie ubiegłego roku. Wiadomo już, że lek osiągnął niemal 100% skuteczność w badaniach klinicznych i jest szeroko dostępny w większości państw świata.

 

Jest to już kolejny potencjalny lek na koronawirusa, którego skuteczność została udowodniona w ciągu ostatnich miesięcy. Pod tym względem, w Polsce głośno robi się o amantadynie. Jest to lek zakazany przez polskie Ministerstwo Zdrowia kierowane przez Adama Niedzielskiego. Jest tak mimo badań uczonych z Cambridge, które dowodzą, że promujący taką terapię dr. Bodnar, przedstawia dowiedzione naukowo fakty. Być może wkrótce, zaślepieni nowo nabytą władzą rządzący, spostrzegą że leczenie chorób, wbrew znanemu przysłowiu jest równie ważne dla zdrowia i życia Polaków co ich zapobieganie.

 

Eksperci twierdzą, że przeciw SARS-CoV-2 trzeba szczepić zwierzęta domowe

Światowe media, obiegła niedawno informacja jakoby domowe zwierzęta, takie jak psy czy koty, również musiały zostać zaszczepione przeciwko wirusowi SARS-CoV2. Czy nasi pupile stanowią dla nas realne zagrożenie? Na to pytanie starali się odpowiedzieć badacze z Earlhham Institute i University of Minnesota w artykule naukowym na łamach czasopisma Virulence.

 

Zgodnie z ich prognozami, dalsza ewolucja koronawirusa, może doprowadzić do sytuacji, w której hodowla zwierząt może stać się niebezpieczna dla zdrowia ludzi. Jeden z autorów badania Cock van Oosterhout, zauważa jednak że podczas gdy psy i koty mogą zachorować na COVID-19, nie zanotowano dotąd przypadku aby ludzie zarazili się tą chorobą od domowych zwierząt.

 

Reakcją na takie niebezpieczeństwo, zdanim badaczy, powinno być wytworzenie szczepionek dedykowanych dla naszych pupili. Wszystko to z powodu obaw przed mutacją wirusa w organiźmie zwierząt, która może doprowadzić do powstania zupełnie nowego zagrożenia. Niebezpieczne mutacje koronawirusa, stanowiłyby długofalowe zagrożenie dla całej ludzkości, a każdy nowy wariant wymagałby kolejnej szczepionki, która aby dotrzymać standardom musiałaby powstawać przynajmniej kilka lat. Istnieją już pewne preparaty, przeznaczone właśnie dla psów i kotów, lecz są one dopiero w fazie rozwoju.

Logika nakazuje przyznać, że trudny do oszacowania rezerwuar nowych odmian wirusa, rozwijający się bez kontroli, wśród otaczających nas zwierząt, ma prawo budzić niepokój. Tym ważniejsze, powinno być więc wynalezienie uniwersalnego leku, który pozwoliłby na zwalczanie koronawirusa. Szczepionki to jedynie tymczasowe rozwiązanie, które w miarę postepowania mutacji i pojawiania się nowych wariantów wirusa, nie dadzą nam realnej ochrony przed zarażeniem. Niczym nie różnią się one od szczepionek na grypę, które przygotowują nas wyłącznie na zaledwie ułamek szczepów tego wirusa.

 

Brytyjscy naukowcy opracowują chipy ze szczepionką na Covid-19

Naukowcy z Uniwersytetu Swansea w Walii dążą do opracowania pierwszej szczepionki przeciwko koronawirusowi w postaci „inteligentnej łatki”. Plaster będzie używał mikroigieł zarówno do podawania szczepionki na koronawirusa, jak i do monitorowania jej skuteczności u pacjenta poprzez śledzenie odpowiedzi immunologicznej organizmu.

Naukowcy z IMPACT Research Centre w Swansea mają nadzieję, że we współpracy z Imperial College London przeprowadzą badania kliniczne na ludziach, aby w ciągu trzech lat urządzenie było dostępne na rynku.

 

Używając poliwęglanowych lub silikonowych mikroigieł o długości milimetra, inteligentny plaster można przebić przez skórę w celu podania szczepionki. Może być utrzymywany na miejscu za pomocą paska lub taśmy do 24 godzin, podczas których jednocześnie mierzy reakcję zapalną pacjenta na szczepienie i śledząc biomarkery na skórze.

 

Po podaniu szczepionki urządzenie jest skanowane w celu uzyskania danych, które mogą dać wyobrażenie o skuteczności szczepionki i reakcji organizmu na nią. Projekt otrzymał dofinansowanie od rządów Walii i Europy w ramach globalnej odpowiedzi mającej na celu walkę z pandemią koronawirusa, chociaż naukowcy mają nadzieję, że inteligentna łatka może być również wykorzystywana do leczenia innych chorób zakaźnych.

 

Wykładowca inżynierii medycznej dr Sanjeev Sharma wyjaśnił, że wytwarzane przez organizm immunoglobuliny - przeciwciała, które są ważną częścią naszej obrony immunologicznej, są „dobrymi markerami” skuteczności szczepień. Omawiając inteligentną łatkę, Sharma powiedział, że naukowcy spodziewają się produkcji immunoglobulin w odpowiedzi na samo - wprowadzenie urządzenia.

 

Obecnie na rynku nie są dostępne żadne inne urządzenia, które zapewniają szczepionkę w ten sposób, chociaż Sharma twierdzi, że plaster jest podobny do „czujników ciągłego monitorowania glukozy” używanych przez osoby z cukrzycą. Urządzenie może być preferowaną metodą dla osób, które boją się zastrzyków, a jak wyjaśniła doktorantka Olivia Howells, plaster nie wnika tak głęboko jak igły. Howells dodała, że plastry są tańsze niż igły podskórne, co oznacza, że mogą być przydatne w krajach borykających się z zasobami na szczepienia.

 

 

Przełomowe badanie sugeruje możliwość odwracania efektów starzenia się mózgu

Naukowcy odkryli jeden ze sposobów, w jakim komórki odpornościowe stają się dysfunkcyjne wraz z wiekiem, prowadząc do procesów zapalnych, które odgrywają rolę w większości chorób związanych z wiekiem – od raka po osłabienie funkcji poznawczych. Wstępne badanie wskazuje na możliwość odwrócenia dysfunkcji immunologicznej, a co za tym idzie, istnieje możliwość opracowania specjalistycznych terapii przeciwdziałających starzeniu się.

 

Wraz z wiekiem, ludzki układ odpornościowy staje się coraz bardziej dysfunkcyjny, przez co może wolniej reagować na infekcje, a w niektórych przypadkach, wadliwe komórki odpornościowe zaczynają atakować zdrowe komórki, powodując przewlekłe stany zapalne niskiego stopnia. Niektórzy badacze zakładają, że to przewlekłe zapalenie odgrywa główną rolę w wielu chorobach związanych z wiekiem, szczególnie w mózgu.

 

Neurolodzy z Uniwersytetu Stanforda zastanawiali się co może być przyczyną związanej z wiekiem dysfunkcji odpornościowej i czy ta przewlekła aktywność zapalna może odgrywać rolę w osłabieniu funkcji poznawczych. Kluczowe pytanie brzmi - czy można spowolnić lub odwrócić ten szkodliwy mechanizm?

 

W swoich badaniach neurolodzy skupili się na hormonie o nazwie prostaglandyna E2. Wcześniej stwierdzono, że poziom tego konkretnego hormonu wzrasta wraz z wiekiem. Wiadomo również, że prostaglandyna E2 promuje aktywność zapalną w komórkach odpornościowych.

W pierwszej kolejności naukowcy określili, w jaki sposób prostaglandyna E2 inicjuje aktywność zapalną makrofagów – białych krwinek odpornościowych. Podczas eksperymentów na zwierzętach i testów na komórkach ludzkich in vitro odkryto kompleksowy łańcuch zdarzeń pokazujący, w jaki sposób hormon prostaglandyna E2 bezpośrednio wyzwala dysfunkcjonalną aktywność zapalną makrofagów.

 

W dalszej części badań potwierdzono, że starsze makrofagi wytwarzają znacznie więcej prostaglandyny E2 niż ich młodsze odpowiedniki. Oprócz tego, te starzejące się makrofagi mają większą liczbę powierzchniowych receptorów EP2, które wiążą prostaglandynę E2.

 

Ostatnia część badań dotyczyła hamowania mechanizmu prostaglandyna E2-EP2. Wstępne eksperymenty in vitro ujawniły transformację starych komórek makrofagów, gdy ten mechanizm został zakłócony. Zanikły cechy zapalne, a stare komórki zostały skutecznie odmłodzone. Hamowanie tego mechanizmu w starszych mysich modelach osłabienia funkcji poznawczych dało jeszcze bardziej imponujące wyniki - stare myszy otrzymujące eksperymentalny lek blokujący wiązanie prostaglandyna E2-EP2 wykazały odwrócenie spadku funkcji poznawczych, a podczas serii testów poznawczych osiągnęły wyniki porównywalne do młodych myszy.

 

Neurolodzy wskazują, że opisany wyżej mechanizm może odmładzać mózg. Jednak jest to dopiero wstępne odkrycie, które wymaga potwierdzenia na człowieku. Jeśli podobne korzystne efekty zostaną uzyskane podczas testów klinicznych na ludziach, w przyszłości z pewnością powstaną specjalne terapie odmładzające oraz cofające demencję.

 

Pojawiły się pomidory ze zintegrowanym lekiem na chorobę Parkinsona

Produkt modyfikowany genetycznie rozwiąże dwa główne problemy pacjentów z chorobą Parkinsona - skutki uboczne syntetycznego leku oraz dostępność tej substancji w biednych krajach.

Brytyjscy naukowcy stworzyli pomidora wzbogaconego lekiem na chorobę Parkinsona - lewodopą (L-DOPA) - aminokwasowym prekursorem dopaminy. Lek ten został opracowany w 1967 roku i nadal pozostaje najpopularniejszym lekiem przeciw parkinsonizmowi.

 

Przede wszystkim naukowcy planowali uczynić lek bardziej przystępnym cenowo w krajach rozwijających się, gdzie jego ilość jest ograniczona lub cena jest zbyt wysoka dla populacji. Z drugiej strony, naturalne źródło L-DOPY przyniesie korzyści osobom cierpiącym na skutki uboczne chemicznie syntetyzowanej L-DOPY.

 

Naukowcy zmodyfikowali owoc pomidora, dodając gen odpowiedzialny za syntezę L-DOPA w burakach, gdzie bierze udział w produkcji barwników betalainowych. L-DOPA jest wytwarzana z aminokwasu tyrozyny, który występuje w wielu produktach spożywczych. W efekcie osiągnęły poziom 150 mg L-DOPA na kilogram pomidorów. Celem jest teraz stworzenie linii produkcyjnej, na której L-DOPA jest ekstrahowana z pomidorów i rafinowana do produktu farmaceutycznego.

 

Eksperci twierdzą, że jest to łatwiejszy i tańszy sposób wytwarzania L-DOPY, który może być stosowany w regionach o nawet bardzo słabej infrastrukturze.

 

Obecnie najbardziej rozpowszechnioną formą leku jest synteza chemiczna, ale są też naturalne źródła L-DOPY. Wiadomo, że tylko kilka roślin zawiera mierzalne ilości tej cząsteczki i najczęściej występuje w nasionach.

Goryle i inne naczelne są szczególnie zagrożone przez COVID

Śmiertelność na COVID-19 u zwierząt, może znacznie przekraczać wszelkie szacunki dotyczące ludzkich ofiar. Mowa tu nie tylko o domowych pupilach takich jak koty, psy czy kanarki ale i innych naczelnych takich jak chociażby goryle czy szympansy.

Przed kilkoma dniami magazyn Science donosił o zachorowaniu na COVID-19 dwóch goryli z Parku Safari w San Diego. Pozostałe 8 zwierząt nie zostało jeszcze zbadanych lecz kilka z nich przejawia już symptomy zarażenia. Nowiny z San Diego zaniepokoiły badaczy zajmujących się ochroną goryli. Jeszcze przed pandemią, ludzkie wirusy uderzające w układ oddechowy doprowadziły 20% wszystkich zgonów wśród górskich goryli w Afryce. Ponieważ małpia forma enzymu konwertującego angiotensynę 2, której to wirus używa do przedostawania się do komórek, jest identyczna z ludzką, COVID-19 dla wielu z nich może być wyrokiem śmierci.

Podobne obawy, wyraził badacz z Instytutu Nauki i Techniki Skolkovo, Ilya Gomyranov. Zgodnie z jego słowami:

 "Największy strach dotyczy przenoszenia się wirusa na naszych najbliższych krewnych: szympansy, goryle i orangutany, a także inne naczelne, z których wiele jest na skraju wyginięcia i żyje w grupach w bliskim kontakcie na ograniczonym obszarze"


Dodał on również, że jego zdaniem, pomimo faktu, że wiele ogrodów zoologicznych jest zamkniętych dla zwiedzających, infekcja goryli może być przenoszona przez pracowników. Podobne mechanizmy działają również poza ogrodami zoologicznymi, dlatego też naukowcy starają się odseparować populacje naczelnych, zamykając lasy i ograniczając narażenie tych zwierząt na działania wirusa do minimum. Tego typu działania nie mogą jednak trwać w nieskończoność. Choć turystyka była początkowo zakazana we wszystkich schroniskach małp w Afryce, niektóre zostały wznowione, ponieważ dochód ma kluczowe znaczenie dla utrzymania i zdrowia ludzi mieszkających w pobliżu.

Podobne problemy dotyczą oczywiście wielu gatunków zwierząt. Warto przypomnieć, że jeszcze w kwietniu ubiegłego roku, tygrys z ogrodu zoologicznego w dzielnicy Bronx w Nowym Jorku, miał problemy oddechowe, które jak się okazało również zostały spowodowane koronawirusem. Potwierdzono również przypadek zakażenia psa z Hongkongu, który w lutym i na początku marca, uzyskał dwukrotnie wynik pozytywny na SARS-CoV-2. Dodatkowo opublikowane na łamach BioRxiV wyniki chińskich badań, które udało się uzyskać w warunkach laboratoryjnych, wskazują na to, że wirus SARS-CoV-2 może infekować koty oraz fretki domowe, ale nie replikuje się u psów, kur, kaczek i świń.

Nowe gatunki grzybów zmieniają muchy w zombie

Dwa nowoodkryte gatunki grzybów przejawiają mechanizm rozsiewania, który przywodzi na myśl filmy o zombie. Gatunki Strongwellsea tigrinae oraz Strongwellsea acerosa zarażają muchy z rodziny Coenosia, następnie wytwarzają w odwłoku swojego żywiciela otwory oraz produkują w nich pomarańczowe kępy zarodników, które następnie są rozsiewane  przez  owada.

Mimo strasznego zniszczenia, jakie dokonuje się w organizmach zarażonych much, żyją one wiele dni, latając i zarażając nowe. Przez cały ten czas, grzyb pożera muchę od środka, aż do momentu jej śmierci. Nie przeszkadza ona zresztą w rozprzestrzenianiu się grzyba nawet po śmierci gospodarza. Kiedy uschnięte zwłoki muchy rozpadną się, rozsiewają kolejne zarodniki, które potrafią przetrwać zimę i rozpocząć zarażanie na wiosnę.

Zarażone muchy zostały odkryte przez duńskich naukowców we wrześniu 2020 roku w miastach Jægerspris i Amager. Osobniki znaleziono zarówno w wiejskich rejonach jako i osiedlach mieszkalnych. Jørgen Eilenberg, biolog z Uniwersytetu Kopenhaskiego, który przewodził badaniom nad grzybami stwierdził ,że:

 „Mapowanie nowej, nieznanej bioróżnorodności jest bardzo ważne. Jest to nowa wiedza, która może posłużyć jako podstawa dla eksperymentalnych badań nad drogami infekcji oraz wpływu bioaktywnych substancji”


Eilenberg oraz pozostali badacze podejrzewają, że grzyb produkuje substancję, która wzmacnia organizm much i pozwala im funkcjonować mimo daleko idących zniszczeń. Bazując na innych grzybach, które atakują owady, najprawdopodobniej jest to amfetamino-podobna substancja. Możliwe jest też, że grzyby tworzą substancje antybakteryjne, by utrzymać gospodarza jak najdłużej przy życiu. Badacze planują kontynuować badania nad tymi gatunkami grzybów i maja nadzieję, że ich wyniki mogą zostać potencjalnie wykorzystane w medycynie.

Czy mamy do czynienia z falą zachorowań na COVID poszczepienny?

Szczepienia na COVID-19 trwają od 15 grudnia 2020 roku. Od tego czasu w wielu krajach doszło do zintensyfikowania pandemii. Czy to oznacza, że szczepionki nie pomogą zwalczyć koronawirusa?

Wiele wskazuje na to, że mamy obecnie do czynienia z tzw. patogenicznym pobudzeniem i wzmocnieniem chorób przez szczepienia.

Jego przyczyną jest podobieństwo pewnych białek wirusów do strukturalnych białek komórek człowieka. To ono przyczynia się do powstania wachlarza chorób autoimmunologicznych wywoływanych przez szczepienia. 

Białko kolcowe S koronawirusa SARS-CoV-2 jest podobne do wielu białek ludzkich komórek w mózgu, mięśniu sercowym, płucach, nerkach, jelitach, szpiku kostnym, wątrobie, łożysku, krwinkach, tarczycy, przysadce mózgowej czy jądrach. 

Szczepionki na COVID-19 zawierają materiał genetyczny koronawirusa (mRNA), który dzięki lipidowym nanocząstkom jest transportowany do wnętrza komórek. Tam uaktywnia produkcję wielu kopii białka kolcowego S, które w założeniu mają pobudzać układ odpornościowy do atakowania tego białka, generując odporność przeciw koronawirusom.

Natura działa jednak w inny sposób niż zaplanowali to producenci szczepionek i sprawia, że układ odpornościowy zaczyna atakować własne komórki i tkanki zawierające białka homologiczne do białka S, powodując choroby autoimmunologiczne.

W USA zaszczepiono dotąd od blisko 10 milionów osób, choć prawdziwe liczby są nieznane.  Jest to co najmniej 6 razy  mniej, niż zaplanowano, bo brak chętnych do tych szczepień.  Do bazy VAERS w ciągu 2-3 tygodni zgłoszono prawie 4000 poważnych powikłań poszczepiennych, w tym 12 zgonów.

Jednak zgłaszanych jest tylko ok. 1-5% przypadków powikłań. Zatem powyższe liczby należy pomnożyć przez 100 lub 20. Powikłań może być więc w samych USA ok. 400 000, czyli wystąpiły one u 6 do 10 % osób zaszczepionych. 

To znacznie więcej niż rejestruje się po innych szczepieniach. I są to tylko powikłania wczesne oraz natychmiastowe, te bardziej odległe mogą wystąpić po kilku miesiącach lub latach. W USA lekarze namawiają mężczyzn, aby przed szczepieniem na wszelki wypadek zamrażali swoje plemniki, bo nie można wykluczyć, iż staną się bezpłodni. 

Ostatnio WHO i wiele krajowych agencji promujących szczepienia ogłosiło, że wbrew wcześniejszym zaleceniom można znacznie opóźnić lub wręcz zrezygnować z podawania drugiej dawki szczepionek przeciwko COVID-19.

Osoby, które dały się namówić na covidowe szczepienia niesprawdzonymi szczepionkami i które otrzymały prawdziwe szczepionki (a nie atrapy), prawdopodobnie będą narażone na jakieś negatywne reakcje poszczepienne, które być może wywołają choroby autoimmunologiczne.

Najnowszy test wykrywa przeciwciała przeciwko SARS-CoV-2 już w 10 sekund

Test z dużą dokładnością określa obecność przeciwciał, a także poziom odpowiedzi immunologicznej organizmu. Do wykonania analizy wystarczy jedna kropla krwi, a wyniki trafiają na smartfon zainteresowanej osoby. Można go wykonywać zarówno u chorych, jak i po szczepieniach.

Test został opracowany przez naukowców z Carnegie Mellon University. Eksperci stworzyli bioczułą platformę opartą na nanomateriałach, która wykrywa przeciwciała specyficzne dla SARS-CoV-2 w 10 - 12 sekund.

Test wykrywa obecność wypustki białka i domeny wiążącej receptor (RBD) w kropli krwi. Białka są identyfikowane na podstawie reakcji elektrochemicznej w przenośnym urządzeniu mikroprzepływowym, które natychmiast przesyła wyniki do smartfona. Stężenie przeciwciał może być bardzo niskie (około 0,15 nanograma na mililitr), ale test nadal je wykryje.

Efekt uzyskuje się dzięki specjalnej powierzchni biosensora, stworzonej na bazie nanodruku 3D, dzięki której przeciwciała mogą przyczepiać się do antygenów. Specjalna geometria platformy diagnostycznej pozwala na wychwycenie dużej ich ilości, co daje dokładne i szybkie wyniki. Jednocześnie wskaźnik błędów jest minimalny, ponieważ reakcja wiązania przeciwciało - antygen jest bardzo selektywna.

 „Nasza metodologia pozwala nam oszacować odpowiedź immunologiczną na szczepienia, więc rozwój jest bardzo istotny w obecnym środowisku” - skomentował sprawę Rahul Panat, współautor badania.


Aktualne badania pokazują zróżnicowane dane na temat tego, jak długo przeciwciała są obecne w organizmie, jednak na przykład zrozumienie ich dynamiki może pomóc w lepszym przewidywaniu ryzyka ponownej infekcji w przyszłości.

Platformę można dostosować do innych infekcji, w tym HIV, Ebola i Zika. W przyszłości takie podejście może zmienić zasady gry w walce z rozprzestrzenianiem się chorób. Obecnie najpowszechniejszym narzędziem do określania poziomu przeciwciał przeciwko SARS-CoV-2 pozostaje metoda PCR, która trwa znacznie dłużej ze względu na kilka etapów obróbki próbki i konieczność wykonania analizy w środowisku laboratoryjnym.

Czy nosząc maseczki ponosimy odpowiedzialność za wzrost ilości zgonów na COVID-19?

Odłóżmy na bok oficjalną propagandę rządową. Spróbujmy ocenić sprawy na chłodno. Pomyślmy czy słynna zasada „dystans-dezynfekcja-maseczka” faktycznie jest po to, by nas chronić?

Chorym na grypę „hiszpankę”, na którą zmarło nawet 100 milionów ludzi, zalecano przebywanie na świeżym powietrzu. Tymczasem nam zakazuje się wychodzić z domu i przemieszczać.

Restrykcje wymuszone przez COVID-19 doprowadziły do przewlekłej niewydolności służby medycznej. Ale co jeszcze istotniejsze wywołały obniżoną odporność naszych organizmów na skutek wielomiesięcznego noszenia inkubatorów mikroorganizmów na twarzy (maseczek), siedzenia w domu i ograniczenia w przyjmowaniu witaminy D.

Zdrowie to zdolność organizmu do ochrony przed wirusami, a nie tworzenie sterylnego organizmu. Hodowla w warunkach sterylnych zawsze prowadzi do dużej śmiertelności, gdy organizmy hodowane w taki sposób stykają się ze środowiskiem naturalnym. A z tym właśnie mamy do czynienia na globalną skalę poprzez rozmaite „lockdowny”.

Tak więc to my wszyscy - w maskach, my wszyscy, którzy straciliśmy odporność, ograniczając spacery i aktywność fizyczną ponosimy winę za wzrosty zgonów. To my wszyscy jesteśmy winni przepełnionym szpitalom, ponieważ unikając spacerów i Słońca znacznie obniżyliśmy zawartość witaminy D w naszych organizmach, co doprowadza nas do większej podatności na choroby. To tłumom na plażach i basenach opalających się w maseczkach zawdzięczamy kolejne restrykcje.

Wszelkie obostrzenia dotyczące maseczek, dystansu społecznego i kwarantanny są anty-zdrowotne. Żadna pandemia nie uprawnia do rujnowania ludziom życia, do zabraniania korzystania im z dobroci Natury.