Lipiec 2021

W Chinach odkryto nowe koronawirusy podobne do SARS-CoV-2 pochodzące od nietoperzy

Naukowcy z Chińskiej Akademii Nauk i Uniwersytetu w Shandong przeprowadzili badania nad ewolucyjnym pochodzeniem SARS-CoV-2 i podobnych wirusów. Wyniki analiz, zostały niedawno opublikowane w czasopiśmie Cell.

 

Eksperci zbadali próbki śliny i produktów odpadowych od 342 nietoperzy zebranych między majem 2019 roku, a listopadem 2020 roku. Wśród 24 odnalezionych koronawirusów, zidentyfikowano cztery odmiany podobne do SARS-CoV-2. W tym przypadku, jedna próbka (zwana RpYN06), różniła się jedynie białkiem kolczastym, którego wirus potrzebuje do przyczepienia się do ściany komórkowej gospodarza i utworzenia słynnej „korony”. Naukowcy doszli do niepokojącego wniosku, że wirusy blisko spokrewnione z SARS-CoV-2 nadal krążą w populacjach nietoperzy, a w niektórych regionach może to zdarzać się dość często.

Nie stanowi to wielkiego zaskoczenia dla naukowców, a nietoperze były od dawna znane jako naturalny rezerwuar dla różnych patogenów, które powodują ciężkie choroby u ludzi. Są one chociażby związane z rozprzestrzenianiem się wirusa Hendra, wirusa Marburg, wirusa Ebola, a przede wszystkim koronawirusów. Oprócz nietoperzy i ludzi, mogą one zarażać bardzo wiele zwierząt wliczając świnie, bydło, myszy, koty, psy, kurczaki, jelenie i jeże.

 

Popularny środek chwastobójczy glifosat zwiększa ryzyko malarii

Zaskakujące nowe wyniki badań przeprowadzonych przez naukowców z amerykańskiego Johns Hopkins University wskazują, że najczęściej stosowany na świecie herbicyd - glifosat - osłabia układ odpornościowy owadów wspomagając rozprzestrzenianie się malarii.

Eksperyment z komarami roznoszącymi malarię sugeruje, że glifosat może zwiększyć podatność owadów na infekcje pasożytnicze, zwiększając tym samym ryzyko przeniesienia ich na ludzi.

 

Glifosat jest środkiem zwalczającym chwasty szeroko stosowanym w rolnictwie. Zabija rośliny, zakłócając ważny proces metaboliczny zwany szlakiem szikimowym. Ta ścieżka znajduje się tylko w roślinach, więc przez wiele lat glifosat był uważany za idealny herbicyd - nieszkodliwy dla wszystkiego oprócz roślin o ile nie są zmodyfikowane genetycznie do ignorowania glifosatu.

 

Jednak w ostatnich latach pojawiły się obawy dotyczące wpływu tej substancji chemicznej na środowisko i ludzi. Austria i Wietnam były pierwszymi krajami, które całkowicie zabroniły stosowania herbicydu, podczas gdy kilka innych krajów wycofuje jego stosowanie w nadchodzących latach. Wpływ glifosatu na owady jest nadal kontrowersyjny. Badania wykazały, że herbicyd może zabijać bakterie jelitowe owadów, co może prowadzić do zmian behawioralnych lub fizjologicznych. Nowe badania sugerują, że glifosat może osłabiać układ odpornościowy owadów, a to może mieć niszczący wpływ na zdrowie człowieka.

 

W 2001 roku grupa naukowców badała wpływ glifosatu na grzyby i odkryła, że ​​substancja chemiczna hamuje produkcję melaniny przez grzyby. Dla ludzi melanina jest przede wszystkim pigmentem ochronnym skóry, ale dla owadów ta cząsteczka odgrywa kluczową rolę w odporności. W nowym badaniu naukowcy zastanawiali się, jaki wpływ ma glifosat na odporność owadów, biorąc pod uwagę, że substancja chemiczna zakłóca produkcję melaniny. Skutki działania glifosatu badano przy użyciu dwóch ewolucyjnie różnych modeli owadów: przenoszącego malarię afrykańskiego komara i gatunku ćmy woskowej.

 

W obu modelach naukowcy odkryli, że glifosat hamował produkcję melaniny i zwiększał podatność owadów na infekcje patogenne. Jednak badania nad komarami przyniosły jedne z najbardziej niepokojących wyników. Komary wystawione na glifosat były mniej zdolne do kontrolowania infekcji Plasmodium, którym w przeciwnym razie byłyby odporne, co wskazuje, że ekspozycja na glifosat może uczynić je lepszymi nosicielami malari. Wyniki te budzą obawy dotyczące zwiększonego stosowania glifosatu w regionach świata, w których malaria występuje jako choroba endemiczna.

 

Nowe badanie zostało opublikowane w czasopiśmie PLoS Biology.

Powstał prototyp szczepionki przeciwko najgroźniejszemu patogenowi - gronkowcowi złocistemu

Naukowcom udało się szczegółowo zrozumieć, w jaki sposób superbakteria hamuje odpowiedź immunologiczną i zaczyna rozprzestrzeniać się w organizmie. W oparciu o odkrycie stworzono prototypową szczepionkę, która wykazała już zmniejszenie toksyczności gronkowca w modelu przedklinicznym. Ta metoda powinna działać również u ludzi.

 

Staphylococcus aureus jest uważany za jedno z największych zagrożeń dla ludzi, ponieważ ten superbakter jest doskonały w unikaniu antybiotyków. Na przykład w Stanach Zjednoczonych liczba zgonów z powodu opornego na metycylinę gronkowca złocistego (MRSA) przewyższa łączną liczbę zgonów z powodu HIV, zapalenia wątroby i gruźlicy. Wiadomo, że Staphylococcus aureus osłabia układ odpornościowy poprzez ekspresję białka SpA. Naukowcy z Trinity College Dublin byli w stanie szczegółowo zrozumieć, jak działa ten mechanizm. Eksperymenty wykazały, że bakteria hamuje odpowiedź immunologiczną z powodu toksycznego wpływu na leukocyty, których praca jest zaburzona. Uniemożliwia im to udział w walce z patogenem, dzięki czemu gronkowce rozprzestrzeniają się w organizmie.

 

Następnie naukowcy opracowali zmutowaną wersję SpA i przetestowali ją w modelu przedklinicznym. Leczenie znacząco zmniejszyło toksyczność zgodnie z oczekiwaniami autorów. Wyniki te sugerują, że szczepionka może wykazywać ten sam efekt u ludzi w przyszłości, stwierdzili naukowcy. Szacuje się, że co roku na świecie umiera około 700 tysięcy ludzi z powodu infekcji, których nie da się już przezwyciężyć antybiotykami. Wzrost oporności na antybiotyki jest uważany za kluczowe zagrożenie dla ludzi, dlatego naukowcy mają ważne zadanie opracowania nowych leków i szczepionek, aby opanować sytuację.

 

WHO ostrzega przed mieszaniem szczepionek przeciw COVID-19

Podczas konferencji internetowej WHO, Soumya Swaminathan (główny naukowiec organizacji), ostrzegła przed mieszaniem szczepionek na Covid-19. Swaminathan przypomniała, że potrzebę ponownego szczepienia należy rozpatrywać w oparciu o dowody naukowe, a nie oświadczenia firm farmaceutycznych. Nalegała również, aby wszelkie tego typu decyzje, konsultować z lekarzami.


Zdaniem specjalistki, póki co, nie ma naukowych dowodów na to, że szczepionka przypominająca jest potrzebna, szczególnie bezpośrednio po przyjęciu dwóch dawek. Co gorsza, nie ma wystarczająco dużo danych na temat skutków mieszania tych preparatów. Dopiero trwające badanie kliniczne prowadzone przez Uniwersytet Oksfordzki w Wielkiej Brytanii, pozwoli ustalić skutki mieszania szczepionek AstraZeneca i Pfizer. Badanie zostało niedawno rozszerzone o szczepionki Moderna Inc i Novavax Inc.

Swaminathan zdecydowanie ostrzega, przed przyjmowaniem szczepień różnych producentów, w przypadku „trzeciego zastrzyku”. Odnosiła się zwłaszcza do lekkomyślnej praktyki polegającej na mieszaniu szczepień różnych producentów przez prywatne osoby bez wiedzy medycznej. WHO nalega, aby wszelkie tego typu decyzje były konsultowane z personelem medycznym. W międzyczasie, Pfizer naciska na amerykańskie i europejskie organy regulacyjne, aby zatwierdziły trzecią dawkę przypominającą, w celu uzupełnienia poprzednich dwóch dawek.

 

Zdaniem przedstawicieli WHO, pełna seria szczepień wystarczy, aby uchronić się przed ciężkim przebiegiem COVID-19. Zgodnie z zaleceniami, produkty firmy AstraZeneca, Moderna, Pfizer/BioNTech, Sinopharm, Sinovac i Johnson & Johnson spełniają niezbędne wymagania dotyczące bezpieczeństwa i skuteczności. Urzędnicy z WHO, zauważyli jednak, że nie ma dowodów medycznych na to, że trzeci zastrzyk Pfizera jest konieczny. Jeszcze w poniedziałek, dyrektor generalny WHO, potępił działanie tej firmy i powiedział że zamiast oferować zbędne zastrzyki bogatym narodom, firmy takie jak Pfizer powinny wykorzystać swoje zapasy i wysłać te szczepionki do WHO, aby wspomóc biedniejsze kraje.

 

Nadciąga muchokalipsa! Muchy domowe mogą przenosić koronawirusa SARS-COV-2

Jak donosi nowy artykuł w czasopiśmie naukowym Scientific Reports, badacze natrafili na pierwszy znany przypadek SARS-COV-2 u much domowych. Zarażone osobniki zostały znalezione nieopodal dwóch szpitali w irańskim mieście Shiraz.

 

Zespół badawczy był złożony z naukowców z Research Center for Health Sciences, irańskiego Centrum Badań Mikrobiologii Klinicznej oraz Jednostki Chorób Zakaźnych Uniwersytetu Nauk Medycznych w Shiraz. Po przeprowadzeniu stosownej dezynfekcji, blisko 156 próbek zostało poddane testom PCR, naukowcy ustalili, że spośród schwytanych owadów, 75% próbek było zarażone wirusem SARS-COV-2. 

Co ciekawe, po powtórnym zdezynfekowaniu much, wszystkie próbki miały wynik negatywny. Jest to pierwszy dowód na to, że muchy mogą przenosić koronawirusa zarówno w sposób mechaniczny, jak i biologiczny. Zgodnie ze słowami badaczy:

Biorąc pod uwagę, że Covid-19 jest nową, śmiertelną i wysoce zaraźliwą chorobą, większość krajów koncentruje się bardziej na zapobieganiu, kontrolowaniu i leczeniu pacjentów. Dlatego też wiele różnych aspektów epidemiologicznych tego nowego wirusa i mechanizmów jego przenoszenia jest nieznanych ludziom.

W niektórych krajach dotkniętych chorobą w ciepłych porach roku temperatura wzrasta, co prowadzi do wzrostu populacji much domowych i innych much synantropijnych. Jeżeli te owady mogą wejść w cykl przenoszenia choroby i odegrać rolę w mechanicznym przenoszeniu choroby, bardzo utrudni to kontrolę choroby, a system opieki zdrowotnej stanie przed bardzo poważnym wyzwaniem

Odpowiedzialność za walkę z tym problemem, zdaniem badaczy ponoszą decydenci polityczni operujący w ramach krajowych ministerstw zdrowia. Przypomnieli oni również, że pozyskane przez nich wyniki nie są ostateczne i konieczne są kolejne badania w laboratorium i w terenie. Tylko wtedy, społeczność naukowa pozna dokładną rolę tych owadów w przenoszeniu tego śmiertelnie uniwersalnego wirusa.

 

Przemysł cukrowniczy manipulował danymi sugerując, że za otyłość odpowiada tłuszcz a nie cukier

W latach sześćdziesiątych przemysł cukrowniczy finansował badania, które bagatelizowały ryzyko związane ze spożyciem cukru i celowo podkreślały zagrożenia związane z tłuszczem. Te szokujące rewelacje, zostały ujawnione w artykule z 2016 roku, jaki pojawił się na łamach JAMA Internal Medicine. Artykuł opiera się na wewnętrznych dokumentach, aby pokazać, że grupa branżowa zwana Sugar Research Foundation chciała „odrzucić” obawy dotyczące możliwej roli cukru w ​​chorobach serca.

SRF sponsorowała badania naukowców z Harvardu, którzy dowodzili ich tez. Opłacone badanie, zostało opublikowane w New England Journal of Medicine w 1967 roku. Naturalnie, jego autorzy nie ujawnili publicznie, że byli finansowani przez przemysł cukrowniczy. Autorzy nowego artykułu twierdzą, że przez ostatnie pięć dekad, przemysł cukrowniczy próbował wpłynąć na debatę naukową na temat względnego ryzyka związanego z cukrem i tłuszczem.

„To był dobry pomysł, ze strony przemysłu cukrowniczego, ponieważ artykuły przeglądowe, zwłaszcza jeśli zostaną opublikowane w bardzo znanym czasopiśmie, mają tendencję do kształtowania ogólnej dyskusji naukowej” – powiedział współautor Stanton Glantz w wywiadzie dla The New York Times.

Publikacja autorstwa Stantona Glantza, Cristin Kearns i Laury Schmidt, opierając się na odkrytych dokumentach (korespondencji oraz archiwalnych wypowiedziach), wskazuje na kilka organizacji, które wspierały finansowo badania wzbudzające obawy przed tłuszczem. Wiele z osób zaangażowanych w ten proceder, zmarło w ostatnich latach, a więc nie sposób stwierdzić jak wielki wpływ wywarli oni na społeczność naukową. Istnieją natomiast „poszlakowe” dowody na to, że interesy lobby cukrowego ukształtowały wnioski zawarte w przeglądzie.

Jak zauważają badacze, w 1954 r. prezes SRF wygłosił przemówienie opisujące wielką szansę biznesową. Mówił w nim, że gdyby tylko udało się przekonać Amerykanów do diety niskotłuszczowej – w trosce o ich zdrowie – musieliby zastąpić ten tłuszcz czymś innym. Spożycie cukru na mieszkańca w Ameryce mogłoby wówczas wzrosnąć o jedną trzecią. Problem pojawił się pod koniec lat 60, kiedy SRF zdała sobie sprawę z „raportów, wedle których cukier jest mniej pożądanym źródłem kalorii w diecie niż inne węglowodany. Tak przynajmniej, określił to John Hickson, wiceprezes SRF z tamtego okresu. Wówczas, branża zdecydowała się na sfinansowanie własnych badań. Glantz, Kearns i Schmidt twierdzą, że wiele artykułów przeanalizowanych w przeglądzie zostało ręcznie wybranych przez SRF. Po pewnych przestojach, przegląd został opublikowany w 1967 roku.

Praca badawcza naukowców z Harvardu, minimalizowała znaczenie badań, które sugerowały, że cukier może odgrywać rolę w chorobie wieńcowej serca. W niektórych przypadkach, naukowcy zarzucali badaczom niekompetencję lub wadliwą metodologię. Zarzuty dotyczyły bardzo krytycznego podejścia do badań, które dotyczyły cukru i ignorowania problemów z badaniami, które wykazały zagrożenia wynikające ze spożycia tłuszczu. Powody dla których odrzucano niektóre badania, były zresztą dość absurdalne.

Praca badawcza, w której przyglądano się wzorcom zdrowia i chorób w prawdziwym świecie — została odrzucona ze względu na zbyt wiele zmiennych. Badania eksperymentalne zostały odrzucone, ponieważ były zbyt niepodobne do prawdziwego życia. Artykuł, w którym stwierdzono korzyści zdrowotne, gdy ludzie jedli mniej cukru i więcej warzyw, zostało odrzucone, ponieważ zmiana diety została uznana za "niewykonalną". Natomiast eksperyment, w którym szczury laboratoryjne zostały poddane diecie niskotłuszczowej i bogatej w cukier, zostało odrzucone, ponieważ „takie diety są rzadko spożywane przez człowieka”. W oświadczeniu stanowiącym odpowiedź na zarzuty stawiane w tym badaniu, SRF stwierdziło, że trudno jest komentować wydarzenia z tak dawnych czasów.

„Zdajemy sobie sprawę, że Sugar Research Foundation powinna była wykazać większą przejrzystość we wszystkich swoich działaniach badawczych, jednak po opublikowaniu przedmiotowych badań ujawnienia dotyczące finansowania oraz standardy przejrzystości nie były normą, którą są dzisiaj.”

Dokumenty, o których mowa, mają pięć dekad, ale nie znaczy to wcale, że badacze natrafili na odosobniony przypadek. Marion Nestle w komentarzu w tym samym numerze JAMA Internal Medicine, zauważył co następuje:

„Czy to prawda, że ​​firmy spożywcze celowo postanowiły manipulować badaniami na swoją korzyść? Dokładnie tak jest i praktyka ta jest kontynuowana. W 2015 roku, New York Times otrzymał e-maile ujawniające relacje Coca-Coli ze sponsorowanymi badaczami, którzy prowadzili badania mające na celu zminimalizowanie wpływu słodkich napojów na otyłość. Jeszcze niedawno Associated Press otrzymała e-maile pokazujące, w jaki sposób stowarzyszenie handlu cukierkami finansowało i wpływało na badania, które wykazały, że dzieci, które jedzą słodycze, mają zdrowszą masę ciała niż te, które tego nie robią”.

Autorzy artykułów, którzy zagłębili się w dokumenty dotyczące tego finansowania, przedstawiają dwie sugestie na przyszłość. Komisje polityczne powinny rozważyć przywiązywanie mniejszej wagi do badań finansowanych przez przemysł spożywczy. Rewelacje ujawnione w niniejszym badaniu powinny doprowadzić do rozpoczęcia nowych badań nad powiązaniami między spożyciem cukru a chorobą wieńcową serca.

 

Mężczyzna sprzed 5000 lat został zarażony dżumą przez bobry

Naukowcy odkryli bakterię wywołującą zarazę z rodzaju Yersinia w szczątkach łowcy-zbieracza sprzed 5000 lat. Odnalezienie pałeczki dżumy w szczątkach z tak dawnego okresu, cofa pojawienie się „czarnej śmierci” o 2000 lat. Artykuł na ten temat, został opublikowany w czasopiśmie Cell Reports.

 

Czarna śmierć, zapisała się w historii ludzkości jako bakteria, która zabiła miliony ludzi w trzech kolosalnych pandemiach. Dopiero teraz okazało się, że najstarszy szczep tej choroby, pojawił się około 5000 lat temu – prawie dwa razy wcześniej niż sądzono. Łowca-zbieracz nazwany „RV 2039”, był 20-30-letnim mężczyzną i jedną z czterech osób, których szczątki wydobyto z miejsca pochówku w pobliżu Morza Bałtyckiego na Łotwie. Analiza próbek zębów i kości tego mężczyzny wykazała, że ​​jako jedyny wśród pochowanych został zarażony tą zarazą.


Pałeczka dżumy, obraz ze skaningowego mikroskopu elektronowego

Naukowcy przeprowadzili sekwencjonowanie genomu bakterii i przywrócili mu jego pierwotną formę. Autorzy uważają, że bakteria prawdopodobnie była częścią linii, która rozpoczęła się około 7000 lat temu, wkrótce po tym, gdy gatunek Yersina pestis oddzielił się od swojego poprzednika, Yersina pseudotuberculosis. Analiza wykazała, że większość kluczowych genów bakterii odpowiadających za jej śmiertelne działanie, istniała już na wczesnym etapie ewolucji.

 

Współczesne warianty dżumy zawierają jednak jedną rzecz, której brakowało niedawno odkrytemu starożytnemu szczepowi. Mowa tu o genie, który umożliwia przenoszenie choroby przez pchły. Ta adaptacja znacznie zwiększyła szybkość, z jaką bakterie dżumy mogły zarażać ludzkich gospodarzy, wnikając do organizmu i przemieszczając się do węzłów chłonnych, gdzie szybko się namnażały. To powodowało pojawianie się na skórze żywiciela bolesnych i wypełnionych ropą ran. Głównie z tego powodu, choroba ta nazywana jest dżumą dymieniczą.


Obraz mikroskopowy preparatu z pałeczkami dżumy

Ponieważ odkryty przez naukowców wczesny szczep Yersinia pestis nie był jeszcze przenoszony przez pchły, sugerują oni, że bakteria pierwotnie weszła do ciała łowcy-zbieracza poprzez ukąszenie gryzonia, prawdopodobnie bobra, który był nosicielem prekursora bakterii dżumy Yersinia pseudotuberculosis. Ten szczep, prawdopodobnie nie rozprzestrzenił się poza zarażoną osobę. Zdaniem naukowców, oznacza to, że wczesna forma Y. pestis prawdopodobnie była wolno postępującą chorobą, niezdolną do wielokrotnego przenoszenia.

 

 

 

Historycy już od dawna sugerują, że choroby zakaźne, takie jak Yersinia pestis, ewoluowały głównie w megamiastach liczących ponad 10 000 osób. Jednak 5000 lat temu to długo przed powstaniem pierwszych dużych miast. W Europie Środkowej dopiero zaczynało pojawiać się rolnictwo, a populacje były znacznie mniejsze. Przeczy to również hipotezie, jakoby pandemia wywołana przez pałeczki dżumy, doprowadziła do dużego spadku populacji w Europie Zachodniej pod koniec epoki neolitu.

 

Szczepionka przeciw malarii wykazała 100% długotrwałą ochronę u ludzi

Naukowcy po raz pierwszy odnotowali taki wynik. Do tej pory żaden kandydat na szczepionkę nie wykazał tak długotrwałej ochrony. Chociaż badania kliniczne wciąż trwają, autorzy uważają, że ich lek będzie skuteczny w ochronie podróżnych i ludzi w regionach endemicznych malarii.

 

Szczepionka PfSPZ została opracowana przez amerykańską firmę biotechnologiczną Sanaria. Badania kliniczne fazy pierwszej są już zakończone i trwa faza druga. PfSPZ podawano uczestnikom w połączeniu z jednym z leków przeciwmalarycznych, pirymetaminą lub chlorochiną. Wraz z tym ostatnim przez trzy miesiące odnotowywano 100% ochronę przed infekcją. Malarię wywołuje patogen Plasmodium. Szczepionka PfSPZ zawiera jedną z jej form, oczyszczone sporozoity Plasmodium falciparum, które dostają się do wątroby przez krwioobieg i powodują infekcję. Oprócz szczepionki naukowcy wyznaczyli ochotnikom pirymetaminę, która zabija patogen w wątrobie, lub chlorochinę, która działa w krwiobiegu.

 

Trzy miesiące po szczepieniu i lekach uczestnikom wstrzyknięto patogen przez krew. Ochrona była słaba przy niskich dawkach. Tak więc tylko dwóch z dziewięciu ochotników (przyjmujących pirymetaminę) było chronionych przed malarią. Najwyższa dawka już chroni od 77,8% do 87,5%, w zależności od szczepu patogenu. Najlepszy wynik dało połączenie PfSPZ z chlorochiną. Wszystkich sześciu uczestników wykazało 100% ochronę przed malarią przez co najmniej trzy miesiące po szczepieniu.

 

„Są to bezprecedensowe wyniki dla każdej opracowywanej szczepionki przeciw malarii” – tłumaczą autorzy.

Ich zdaniem szczepionka może być obiecującym narzędziem zarówno dla mieszkańców terenów endemicznych, jak i dla turystów. Co roku na malarię choruje ponad 220 milionów ludzi, a około 400 tys. umiera z powodu infekcji.

Nawet pojedyncza dawka psilocybiny stymuluje wzrost nowych połączeń nerwowych

Naukowcy udokumentowali, że nawet pojedyncza dawka psychedeliku może prowadzić do szybkich i długotrwałych rezultatów. Psilocybina była od wielu lat badana pod kątem leczenia depresji, ale naukowcy wciąż nie znają wszystkich mechanizmów prowadzących do poprawy.

Wiadomo, że przewlekły stres i depresja zmniejszają ilość połączeń nerwowych w mózgu. Naukowcy z Yale University postanowili zbadać substancję psilocybinę, aby stymulować wzrost nowych połączeń nerwowych utraconych na tle regularnego stresu.

 

Wiedzieli z poprzednich badań, że psilocybina w połączeniu z ketaminą zmniejsza objawy depresji. Na nowym etapie eksperymentów przedklinicznych specjaliści wstrzyknęli myszom pojedynczą dawkę psilocybiny i zaobserwowali, jak wpływa ona na mózg.

 

Psilocybina spowodowała natychmiastowy i trwały wzrost połączeń między neuronami. W ciągu pierwszych 24 godzin naukowcy odnotowali wzrost liczby i wielkości kolców dendrytycznych, które zapewniają transfer informacji między neuronami. Liczba nowych połączeń neuronowych i ich jakość wzrosła o 10%.

„To było niesamowite widzieć tak trwałe zmiany już po jednej dawce psilocybiny. Mózg może wykorzystać te zmiany strukturalne do przechowywania nowych doświadczeń”- skomentował autor pracy, Alex Kwan.

 

Gryzonie wykazywały również lepsze zachowanie i zwiększoną aktywność neuroprzekaźników. Efekt okazał się długotrwały, ponieważ zmiany utrzymywały się przez cały miesiąc obserwacji zwierząt.


 

WHO proponuje zakazać kobietom spożywania alkoholu

WHO znalazło się pod ostrzałem, po publikacji pierwszego szkicu "Globalnego planu działania dotyczącego alkoholu". Wielkie wzburzenie lewicowych mediów, wywołała propozycja, aby powstrzymać kobiety w wieku rozrodczym od picia alkoholu, niezależnie od tego, czy planują założenie rodziny.

 


W projekcie sprawozdania stwierdza się, że „należy zwrócić uwagę” na potencjalne szkody, jakie alkohol może wyrządzić dzieciom jeszcze w łonie matki, i stwierdza, że ​​w celu zmniejszenia skutków, prawie wszystkie kobiety – nie tylko te w ciąży – powinny być zakaz picia. Stanowi to zaledwie sugestię dla ustawodawców różnych krajów, jednak i to wystarczyło, aby wywołać olbrzymi gniew wśród wielu kobiet. Uważają one, że jest to przykład „seksizmu, paternalizmu i ograniczenia ich wolności”.

Plan WHO ma na celu podniesienie świadomości na temat szkód związanych z alkoholem i jego szkodliwego wpływu. Biorąc pod uwagę łatwą do przewidzenia reakcję opinii publicznej, ze szczególnym naciskiem na środowiska lewicowe, WHO będzie musiało przemyśleć te strategię. Ograniczenia w spożyciu nie dotyczą zresztą tylko kobiet. Propozycje WHO sugerują wprowadzenie „światowego dnia lub tygodnia bezalkoholowego”, aby zachęcić wszystkich ludzi do rezygnacji z alkoholu.