Styczeń 2022

Implant umieszczony w mózgu pozwolił przywrócić wzrok niewidomej

Naukowcy wykorzystali implant mózgowy, aby przywrócić niewidomej kobiecie wzrok. Eksperyment pokazał, że nowa technologia jest bezpieczna i może pomóc w leczeniu ślepoty. 

Pod koniec grudnia 2020 roku, zespół naukowców z hiszpańskiego Miguel Hernández University, holenderskiego Institute of Neuroscience oraz amerykańskiego John A. Moran Eye Center na Uniwersytecie Utah prowadził badania nad implantami, zawierającymi ponad tysiąc elektrod. Urządzenia wszczepiono do mózgów małp, a ich zadaniem była stymulacja kory wzrokowej. Naukowcy sprawili, że zwierzęta "widziały" układy kropek, a ich mózgi postrzegały je jako kształty i obiekty.

 

Tutaj należy podkreślić, że małpy nie były niewidome.Teraz ten sam zespół poszedł o krok dalej i przeprowadził podobny eksperyment na człowieku. 58-letniej pacjentce, która była całkowicie niewidoma przez 16 lat, wszczepiono do mózgu implant. Również w tym przypadku umieszczono go na korze wzrokowej. Kobieta otrzymała również specjalne okulary wyposażone w kamerę. Naukowcy stworzyli program, który kodował dane zbierane przez kamerę i przesyłał je do umieszczonych w mózgu elektrod. Implant dzięki odpowiedniej stymulacji kory wzrokowej wytwarzał błyski światła, a pacjenta mogła zobaczyć proste obrazy. Kobieta potrafiła zidentyfikować linie, kształty i litery.

Eksperyment wykazał, że implant jest przede wszystkim bezpieczny i nie stwarza żadnego zagrożenia. Ponadto urządzenie pozwala dostrzec proste obiekty, co jest dużym sukcesem biorąc pod uwagę, że kobieta od lat nic nie widziała. Naukowcy planują dalsze badania w tym zakresie. W przyszłości chcą wykorzystać bardziej zaawansowany system kodowania obrazu, zdolny do jednoczesnej stymulacji większej liczby elektrod i wywoływania bardziej złożonych obrazów wizualnych. Docelowo badacze chcą stworzyć protezę, która przywróci wzrok niewidomym.

 

Rozpoczęły się badania nad lekami przeciwnowotworowymi na bazie grzybów

Współpraca między Oxford University a firmą biofarmaceutyczną NuCana ujawniła, że lek chemioterapeutyczny NUC-7738, opracowany na bazie chińskiego grzyba himalajskiego Cordyceps, jest czterdzieści razy skuteczniejszy w niszczeniu komórek nowotworowych niż jego odpowiednik.

 

Grzyb Cordyceps jest używany od wieków w tradycyjnej medycynie chińskiej do leczenia raka i innych chorób zapalnych. Jednak składniki kordycepsu szybko rozpadają się we krwi, co pozwala na dostarczenie do organizmu jedynie niewielkiej ilości substancji. NuCana postanowiła stosować kordyceps jako produkt leczniczy o ulepszonych właściwościach.

 

Korzystając z nowej technologii ProTide, eksperci firmy byli w stanie powiązać grupy chemiczne substancji Cordyceps z jej analogiem nukleozydowym Cordycepin. Umożliwi to dostarczenie leku do organizmu pacjenta bez rozpadu substancji. Jednocześnie nowy lek NUC-7738 jest o 40% skuteczniejszy niż sama kordycepina. Ma też mniejszą toksyczność dla organizmu.

 

Naukowcy prowadzą obecnie pierwsze próby kliniczne NUC-7738. Pierwsze wyniki wykazały, że organizm pacjenta dobrze reaguje na lek, a on sam skutecznie walczy z guzami nowotworowymi. Naukowcy będą nadal kontynuować badania.

 

COVID-19 może wyzwalać autoprzeciwciała które niszczą organizm

Zakażenie wirusem wywołującym chorobę COVID-19 może wywołać odpowiedź immunologiczną, która trwa dłużej niż sama infekcja. To niepokojące odkrycie, zostało niedawno ujawnione w badaniu naukowym na łamach Journal of Translational Medicine.

 

Kiedy ludzie są zarażeni wirusem lub innym patogenem, ich ciała uwalniają białka zwane przeciwciałami. Wykrywają one obce substancje i powstrzymują je przed inwazją komórek. W niektórych przypadkach, ludzie wytwarzają autoprzeciwciała, które z czasem mogą atakować własne narządy i tkanki organizmu. Badacze Cedars-Sinai odkryli, że osoby z wcześniejszą infekcją SARS-CoV-2, wirusem wywołującym COVID-19, przejawiają szeroką gamę autoprzeciwciał, nawet do sześciu miesięcy po całkowitym wyzdrowieniu.

Naukowcy wiedzieli, że ciężkie przypadki COVID-19 mogą tak bardzo obciążać układ odpornościowy, że powstają autoprzeciwciała. To badanie jest pierwszym, w którym opisano nie tylko obecność podwyższonych piziomów autoprzeciwciał po łagodnym lub bezobjawowym zakażeniu, ale także ich utrzymywanie się w czasie. Jak twierdzi dr Justyna Fert-Bober, naukowiec na Wydziale Kardiologii w Smidt Heart Institute i współautorka badania.

„Te wzorce dysregulacji immunologicznej mogą leżeć u podstaw różnych rodzajów uporczywych objawów, które obserwujemy u osób, u których rozwija się stan określany teraz jako długi COVID-19”.

Do przeprowadzenia badań, zespół zrekrutował 177 osób z potwierdzonymi dowodami wcześniejszej infekcji SARS-CoV-2. Porównali próbki krwi od tych osób z próbkami pobranymi od zdrowych osób przed pandemią. Wszystkie osoby z potwierdzoną infekcją miały podwyższony poziom autoprzeciwciał. Niektóre z autoprzeciwciał są powiązane z chorobami autoimmunologicznymi, które zazwyczaj częściej dotykają kobiety niż mężczyzn. Jednak w tym badaniu mężczyźni mieli większą liczbę podwyższonych autoprzeciwciał niż kobiety.

„Z jednej strony to odkrycie jest paradoksalne, biorąc pod uwagę, że choroby autoimmunologiczne są zwykle częstsze u kobiet. Z drugiej jest to również oczekiwane, biorąc pod uwagę wszystko, co wiemy o mężczyznach, którzy są bardziej podatni na najcięższe formy COVID-19.” 

Zespół badawczy jest zainteresowany rozszerzeniem badania w celu poszukiwania typów autoprzeciwciał, które mogą być obecne i utrzymywać się u osób z długotrwałymi objawami COVID-19. Ponieważ badanie dotyczyło osób zarażonych przed pojawieniem się szczepionek, naukowcy zbadają również, czy autoprzeciwciała są podobnie generowane u osób z przełomowymi infekcjami.

 

W Kanadzie rozpoczynają się badania kliniczne leku ziołowego na cukrzycę

Terapia powinna skutecznie kontrolować poziom cukru we krwi, a jednocześnie zmniejszać liczbę skutków ubocznych często obserwowanych przy leczeniu cukrzycy typu 2. Związek naśladuje wiele cząsteczek z normalnej ludzkiej diety, więc naukowcy są przekonani, że nowe podejście jest bezpieczne.

Nowy związek przeciwcukrzycowy został zatwierdzony przez Health Canada do uruchomienia pilotażowej fazy badań klinicznych w leczeniu cukrzycy typu 2. Związek montbretyna A jest izolowany z kwiatów rośliny ozdobnej montbrecja (krokosmia, cynobrówka) i działa poprzez hamowanie enzymu alfa-amylazy.

 

Zazwyczaj enzym alfa-amylaza rozkłada skrobię z żywności, takiej jak ryż i chleb, na cukry złożone zwane oligosacharydami, które następnie są dalej rozkładane w jelicie przez alfa-glukozydazę, uwalniając glukozę i powodując skok poziomu cukru we krwi. Nowoczesne leki mają na celu hamowanie alfa-glukozydady, ale stwarza to w jelitach warunki do szybkiego wchłaniania cukrów przez bakterie, powodując wzdęcia i biegunkę.

 

Jak wyjaśniają autorzy, montbretyna A działa poprzez spowalnianie rozkładu skrobi, aby bakterie jelitowe nie powodowały nieprzyjemnych objawów.

 

Poszukiwania montbretyny A trwały kilka lat wśród 30 tys. ekstraktów różnych roślin - potencjalnych inhibitorów alfa-amylazy. Wyniki przedkliniczne wykazały bardzo wysoką skuteczność w kontrolowaniu poziomu cukru we krwi u zwierząt, a naukowcy rozpoczynają obecnie badania kliniczne.

 

Równolegle trwają prace nad laboratoryjną syntezą montbretyny A, która umożliwi w przyszłości dostarczanie pacjentom leków. Autorzy są pewni, że pomyślnie przejdą badania kliniczne i wykażą niezbędną skuteczność i bezpieczeństwo terapii dla ludzi, ponieważ związek powtarza wiele cząsteczek ze zwykłej diety ludzi.

 

Wirus Ebola może ukrywać się w organizmie człowieka przez wiele lat

Niedługo miną dwa lata, od początku pandemii koronawirusa SARS-CoV-2. Wirusy były z nami od zarania dziejów, a zgodnie z treścią opublikowanego niedawno badania naukowego, wirus wywołujący Ebolę, ma nieoczekiwanego sojusznika. Śmiertelność tego wirusa sięga 50%, a poprzednie ogniska wykazywały śmiertelność od 20% do nawet 90%.


Wirus Ebola jest wysoce zaraźliwy, przenosi się zarówno przez dotyk, poprzez przedmioty, które weszły w kontakt z płynami fizjologicznymi chorego, jak i samego nosiciela. W przeciwieństwie do SARS-CoV-2, Ebola nie roznosi się jednak w powietrzu. Choroba powoduje silny ból mięśni, gorączkę oraz zaburzenia czynności wątroby i nerek. Ponadto pacjenci doświadczają krwawienia wewnętrznego i zewnętrznego. Za okres inkubacji uważa się od 2 do 21 dni. Gorączka krwotoczna, nie była zgłaszana przez długi czas, dopóki nie pojawiła się w Afryce na przełomie lat 2013-2016. W rezultacie zachorowało na nią co najmniej 28 000 osó, śmierć poniosło 11 000 osób. W ciągu dwóch lat w Kongu, w latach 2018-2020, wirusem zaraziło się 3470 osób, z czego 2380 zmarło.

 

 

Mimo, że wirus został odkryty w połowie lat 70, naukowcy wciąż nie wiedzą, jakie zwierzę jest głównym rezerwuarem tej choroby. Według naukowców, którzy przeanalizowali genomy wirusa, który spowodował epidemię w Gwinei, mogą to być osoby, które z powodzeniem przeżyły gorączkę. Teorię tę potwierdza fakt, że wirusy są zdolne do infekowania wielu różnych tkanek ludzkich. Jednocześnie układ odpornościowy długo ich nie zauważa. Ale po pewnym czasie wirus zaczyna się aktywować, w wyniku czego "ozdrowieniec" staje się jego ofiarą. Wiadomo, że organizmy, które są narażone na działanie wirusa, nie mogą być jego rezerwuarami. Wirus nie może się w nich wystarczająco namnażać.

 

Oczywiście do pewnego stopnia się rozwija, a gospodarzowi udaje się zarazić kogoś innego. W zbiorniku wirus rozwija się bezobjawowo, i pojawiają się w nim nowe mutacje. odnotowano już przypadki, w których wirus ponownie dał się odczuć po tym, jak osoba z powodzeniem przeniosła Ebolę po raz pierwszy. Badania wykazały, że w stanie nieaktywnym, wirus może znajdować się w ludzkim ciele przez kilka lat. Jak narazie, jest to jedynie teoria, a naukowcy będą badać to założenie. Do tej pory uważano, że to nietoperze owocożerne są wyłącznym rezerwuarem Eboli. W ich organizmach wielokrotnie znajdowano zarówno przeciwciała wirusowe, jak i jego genomy. Przyjmuje się jednak, że może istnieć więcej niż jeden rezerwuar wirusa.

 

COVID-19 może atakować ludzki mózg i wywoływać psychozę

Badanie analizujące dokumentację medyczną ponad 200 000 amerykańskich pacjentów, którzy przeszli chorobę COVID-19, ustaliło, że około 13% z nich otrzymało jakiś rodzaj diagnozy psychiatrycznej lub neurologicznej po raz pierwszy w życiu, w ciągu sześciu miesięcy od zakażenia. Psychoza – szczególnie ciężka choroba psychiatryczna – dotknęła tylko 0,42% tej grupy.

 

Według badania, zaobserwowana częstotliwość była około dwa razy wyższa, niż u osób z grupy kontrolnej (pacjenci z grypą). Wzrost może być spowodowany pośrednią przyczyną (stresem psychologicznym, który występuje przy COVID-19), ale badania sugerują, że sam wirus może powodować nieprawidłowe działanie mózgu.

 

Teoria głosi, że wirus powoduje tak zwane zapalenie mózgu przeciwko receptorowi NMDA, wywołując odpowiedź autoimmunologiczną, która powoduje stan zapalny w mózgu. Mózg jest zwykle chroniony przed układem odpornościowym przez strukturę zwaną barierą krew-mózg. Ale COVID-19, może sprawić, że bariera staje się nieszczelna.

 

 

Układ odpornościowy zaczyna wtedy atakować komórki mózgowe, w szczególności receptory NMDA, które znajdują się na neuronach. To z kolei sprawia, że ​​neurony są mniej wrażliwe na stymulację. Badacze porównują ten proces, do działania ketaminy, silnego środka uspokajającego. Nauka zna innego wirusa, który powoduje podobne problemy. Mowa tu o HSV-1, który również obiera za cel ludzki mózg.

 

Badacze zwrócili uwagę na kilka odnotowanych przypadków zapalenia mózgu po COVID-19, oraz wykrycie przeciwciał przeciwko receptorowi NMDA we krwi pacjentów. Dobrą wiadomością jest to, że tego typu problemy, można leczyć lekami przeciwzapalnymi i przeciwpsychotycznymi.

 

Zidentyfikowano potencjalny lek do leczenia jaskry

Naukowcy z Northwestern Medicine w USA zidentyfikowali nowe cele ukierunkowanego leczenia jaskry, a także być może nową metodę terapeutyczną, która pomoże pozbyć się najczęstszej postaci choroby.

 

Korzystając z edycji genomu, naukowcy stworzyli modele jaskry wrodzonej na przykładzie myszy. Gryzoniom następnie wstrzyknięto nowy, długo działający, nietoksyczny lek białkowy, tj. Hepta-ANGPT1. Lek pomógł zmienić funkcję genów, których mutacja doprowadziła do jaskry. Następnie substancja ostatecznie zatrzymała powstawanie jaskry u myszy.

 

Eksperci próbowali również wstrzykiwać lek bezpośrednio do oczu myszy, co zmniejszało ich ciśnienie w oku, którego wysoka wartość jest jednym z głównych objawów jaskry. Oznacza to, że lek może stać się podstawą zupełnie nowej klasy terapii jaskry u dorosłych.

 

Oprócz tego naukowcy znaleźli nowy cel dla potencjalnej terapii ukierunkowanej na jaskrę. Stał się nim kanał Schlemma, czyli żylna zatoka twardówki, tj. okrągłe naczynie, które znajduje się w grubości twardówki. Usytuowane jest ono na styku rogówki i tęczówki.

 

Drugi w historii pacjent pokonał HIV bez stosowania leków

Naukowcy odkryli drugi przypadek pokonania wirusa HIV przez układ odpornościowy bez stosowania jakichkolwiek leków. Kolejny niezwykły przypadek może pomóc w opracowaniu skutecznego leku na HIV.

 

Pierwszy przypadek pokonania wirusa HIV bez stosowania terapii wykryto w 2020 r. u "pacjenta z San Francisco". Analiza ponad 1,5 miliarda komórek krwi nie wykryła ani jednej funkcjonalnej kopii wirusa. Już tamto badanie sugerowało, że układ odpornościowy niektórych osób faktycznie może być zdolny do pokonania wirusa HIV, choć w tamtym czasie naukowcy mieli po prostu zbyt mało danych, aby zrozumieć to zjawisko. Teraz odkryto kolejny taki przypadek.

 

W 2013 roku u kobiety z Esperanzy w Argentynie zdiagnozowano HIV. W tamtym czasie podczas ciąży stosowała leki antyretrowirusowe, lecz tylko przez sześć miesięcy, aby zapobiec przeniesieniu infekcji na swoje dziecko. Kobieta jest aktualnie w wieku 31 lat, a badania prowadzone od 2017 r. na ok. 1,19 mld komórek krwi i ponad 500 mln komórek z tkanki łożyska nie wykryły żadnej nienaruszonej sekwencji wirusa HIV. Wykryto jedynie fragmenty genów wirusowych, które wskazują, że kobieta była w przeszłości zakażona wirusem HIV. Podobnie było w przypadku "pacjenta z San Francisco".

 

Kolejne takie odkrycie sugeruje, że układ odpornościowy pacjenta był w stanie oczyścić rezerwuary wirusa HIV, które umożliwiają wirusowi replikację przez dziesięciolecia. Współczesne leki przeciwko HIV mogą jedynie obniżyć poziom wirusa do niewykrywalnego poziomu, ale nie mogą całkowicie usunąć z organizmu tych zalegających rezerwuarów wirusa.

 

W przeszłości zidentyfikowano już pacjentów, którzy przestali brać leki przeciw HIV i osiągnęli niewykrywalny poziom wirusa przez lata. Jednak w dwóch konkretnych przypadkach - chodzi o "pacjenta z Berlina" i "pacjenta z Londynu" - zdiagnozowano raka. Pacjenci mieli przeszczep komórek macierzystych od dawców, których komórki potrafią blokować infekcję HIV i prawdopodobnie nadal posiadali ukryte rezerwuary tego wirusa.

 

"Pacjentka z Esperanzy" jest obecnie w drugiej ciąży. Naukowcy stale badają jej krew pod kątem obecności wirusa HIV, a w przyszłości pacjentka dostarczy również swoje mleko. Jednocześnie aktywnie poszukują kolejnych pacjentów, którzy mogli pokonać wirusa HIV bez stosowania jakichkolwiek leków. Uczeni są zdania, że takich przypadków może być znacznie więcej.

 

Naukowcy nauczyli się „hodować” urządzenia elektroniczne na ludzkich kościach. Pomogą monitorować stan zdrowia

Zespół naukowców z University of Arizona opracował ultracienkie urządzenie bezprzewodowe, które można „hodować” na powierzchni ludzkich kości. Pomoże to monitorować stan tkanki kostnej i zdrowie całego organizmu. Ultracienkie i elastyczne urządzenia elektroniczne można wszczepiać do uszkodzonych kości w celu monitorowania ich stanu i wybierania najlepszych opcji leczenia

Technologia ta nazywa się osseosurface electronics, co dosłownie oznacza elektronikę na powierzchni kości. Jest to ultracienkie urządzenie bezprzewodowe, które pomaga leczyć choroby kości i monitorować ogólną sprawność fizyczną pacjenta. Badanie dotyczące potencjału tego urządzenia zostało opublikowane w czasopiśmie Nature Communications.

 

Problematyczne urazy kości spowodowane różnymi chorobami, takimi jak osteoporoza, zmuszają pacjentów do spędzania dużej ilości czasu w szpitalach. W takim przypadku pacjentom mogą być przepisywane leki przyspieszające gojenie kości lub poprawiające gęstość kości, ale leki te mogą mieć skutki uboczne. Dlatego lekarze muszą dokładniej ocenić stopień uszkodzenia, aby wybrać dawki.

 

W tej sytuacji naukowcy z University of Arizona (USA) zaproponowali nową technologię - elektronikę, która może zbierać informacje o stanie tkanki kostnej, a także o ogólnym stanie zdrowia organizmu. Innowacja polega na tym, że jest on osadzony bezpośrednio w uszkodzonej kości, a nie „sklejany” od góry. Górne warstwy tkanki kostnej odnawiane są w taki sam sposób, jak zewnętrzna warstwa skóry – naskórek, więc jeśli przykleisz urządzenie tradycyjnym klejem medycznym, po kilku miesiącach odpadnie. Aby rozwiązać ten problem, jeden z autorów badania, profesor ortopedii i inżynierii biomedycznej, John Sivek, zaproponował koncepcję specjalnego kleju, który zawiera cząsteczki wapnia o budowie atomowej podobnej do komórek kostnych.

 

Według autora opracowania, kość postrzega ten klej jako część siebie, dzięki czemu takie urządzenia elektroniczne mogą wrastać w tkankę kostną i pozostawać w niej przez długi czas. Dlatego naukowcy mogą monitorować stan kości i nie zmieniać urządzenia co kilka miesięcy.

 

Spożywanie mięsa poprawia zdrowie psychiczne i pomaga w walce z depresją

Zgodnie z nową analizą metodologiczną opublikowaną w czasopiśmie Critical Reviews in Food Science and Nutrition, spożywanie mięsa wiąże się z niższym poziomem depresji i lęku, poprawiając tym ogólne zdrowie psychiczne człowieka. Jest to wielka szansa dla osób cierpiących na którąkolwiek z tych przypadłości. Zdaniem badaczy samo spożywanie mięsa znacznie zmniejsza intensywność obydwu z nich.

 

Światowa Organizacja Zdrowia szacuje, że około 300 milionów ludzi cierpiało na depresję, a 260 milionów żyło z nieustannym lękiem. Równolegle z obserwowanym wzrostem zaburzeń psychicznych, wegetarianizm i weganizm stają się coraz bardziej powszechne. Te wybory żywieniowe są motywowane względami etycznymi, środowiskowymi i prawami zwierząt oraz próbami poprawy zdrowia psychicznego poprzez dietę.

 

 

Urska Dobersek i jej współpracownicy zebrali dane z 20 istniejących badań, w tym badań przekrojowych i randomizowanych badań kontrolowanych. Analizowano w nich depresję i lęk, na podstawie samoopisu, stosowania leków na receptę, diagnozy medycznej lub wywiadu diagnostycznego. Metaanaliza objęła 171 802 uczestników w wieku od 11 do 105 lat, z których 157 778 zaklasyfikowano jako osoby jedzące mięso, a 13 259 jako osoby, które nie jadły mięsa.

 

Naukowcy odkryli, że ludzie, którzy jedli mięso, doświadczali niższego poziomu depresji i lęku w porównaniu z tymi, którzy powstrzymywali się od jedzenia mięsa. Weganie przejawiali dostrzeglanie wyższy wskaźnik depresji niż osoby jedzące mięso. Płeć uczestników była brana pod uwagę, jednak nie okazała się ona być czynnikiem w tej sprawie.

 

 

Analiza wykazała, że ​​im bardziej rygorystyczne były badania (tj. oparte na chorobach psychicznych zdiagnozowanych przez lekarza, a nie na kwestionariuszach samoopisowych), tym większe okazywały się korzyści ze spożywania mięsa. Duża wielkość próby i kryteria tych badań, świadczą na korzyść ich wiarygodności. Nikt nie twierdzi oczywiście że samo spożywanie mięsa pozwoli zwalczyć depresję, jednak dane sugerują, że znacznie ułatwi to walkę z tą groźną chorobą.