Styczeń 2022

Czy plastik wywołuje otyłość? Nowe badanie ujawnia nieznane wcześniej fakty

Norwescy biolodzy odkryli, że plastikowe butelki, naczynia i gąbki zawierają 11 cząsteczek, które przyczyniają się do wzmagania otyłości i innych zaburzeń metabolicznych. Wyniki badania zostały opublikowane w czasopiśmie naukowym Environmental Science & Technology.

Badając powiązania między żywnością, wodą i plastikowymi naczyniami, a przedmiotami gospodarstwa domowego, Martin Wagner z Norweskiego Uniwersytetu Nauki i Technologii wraz z kolegami odkryli niepokojącą zależność. Jedną z przyczyn szybkiego rozprzestrzeniania się otyłości we wszystkich rozwiniętych i wielu rozwijających się krajach świata, są chemikalia zawarte w plastiku.

 

Biolodzy zidentyfikowali ponad 55 000 różnych cząsteczek znajdujących się w produktach z tworzyw sztucznych i byli w stanie zidentyfikować ponad 600 z nich. Wagner i jego koledzy szczegółowo zbadali wpływ wszystkich tych substancji na organizm ssaków i ludzi, co pomogło zidentyfikować 11 cząsteczek, które zaburzają metabolizm i przyczyniają się do otyłości. Prawie wszystkie te substancje, należą do ftalanów dibutylu i fosforanów difenylu – aromatycznych substancji organicznych, które są wykorzystywane w produkcji tworzyw sztucznych jako plastyfikatory.

Ich przemysłowe zastosowanie zostało znacząco ograniczone w wielu krajach świata na początku XXI wieku, gdy naukowcy odkryli, że wiele z tych substancji powoduje raka, podczas gdy inne przyczyniają się do zaburzeń metabolicznych u dzieci i dorosłych. Jak sugerował Wagner i jego koledzy, częściowy zakaz ich stosowania nie doprowadził do całkowitego odrzucenia takich plastyfikatorów przez przemysłowców, w wyniku czego ludzie wchodzą z nimi w regularny kontakt.

 

Biolodzy mają nadzieję, że dalsze badania pomogą wyizolować inne składniki tworzyw sztucznych, które mogą zaburzać metabolizm i przyczyniać się do wzmagania otyłości. Dalsze badania pomogą zrozumieć mechanizm działania tych substancji na metabolizm i znaleźć sposób, dzięki któremu będzie można chronić organizmyh dzieci i dorosłych przed tymi toksynami.

 

Picie kawy i herbaty zmniejsza ryzyko udaru mózgu i demencji

Picie kawy i herbaty może wiązać się ze zmniejszeniem częstości występowania udarów i demencji. picie 2-3 filiżanek kawy i 2-3 filiżanek herbaty dziennie wiązało się z 32% zmniejszeniem ryzyka udaru mózgu i 28% demencji.

Wcześniejsze badania wykazały udział kawy i herbaty w rozwoju udaru mózgu i demencji. Jednak niewiele wiadomo na temat związku między kombinacjami kawy i herbaty a ryzykiem udaru, demencji i demencji poudarowej. Dlatego postanowiono zbadać związek między kawą i herbatą oddzielnie oraz w połączeniu z ryzykiem udaru mózgu i demencji.

 

Prospektywne badanie kohortowe obejmowało 365 682 uczestników (w wieku od 50 do 74 lat) z brytyjskiego Biobanku. Uczestnicy dołączyli do badania w latach 2006-2010 i byli obserwowani do 2020 roku. Zastosowano model proporcjonalnego ryzyka Coxa, aby ocenić związek między spożyciem kawy / herbaty a udarem mózgu i demencją, z uwzględnieniem płci, wieku, pochodzenia etnicznego, poziomu umiejętności, dochodów, wskaźnika masy ciała (BMI), aktywności fizycznej, alkoholu, palenia, diety spożywanie napojów słodzonych cukrem, lipoprotein o wysokiej gęstości (HDL), lipoprotein o niskiej gęstości (LDL), historia raka, historia cukrzycy, historia chorób sercowo-naczyniowych (CVD) i nadciśnienie.

 

Spożycie kawy i herbaty oceniono na poziomie podstawowym. W okresie obserwacji z medianą (11,4 lat) 5079 uczestników rozwinęło otępienie, a 10053 uczestników rozwinął udar. Związki kawy i herbaty z udarem i demencją były nieliniowe (P dla nieliniowości <0,01), a spożywanie 2 do 3 filiżanek kawy lub herbaty 3 do 5 filiżanek dziennie lub połączenie 4 do 6 filiżanki dziennie były związane z najniższym współczynnikiem ryzyka (HR) dla udaru i demencji. W porównaniu z osobami, które nie piły herbaty i kawy, picie 2-3 filiżanek kawy i 2-3 filiżanek herbaty dziennie wiązało się z 32% (HR 0,68, 95% CI, 0,59-0,79; P <0,001) niższym ryzyko udaru mózgu, a 28% (HR 0,72, 95% CI, 0,59-0,89; P = 0,002) mniejsze ryzyko otępienia. 

 

Co więcej, połączenie spożycia kawy i herbaty wiązało się z mniejszym ryzykiem udaru niedokrwiennego i otępienia naczyniowego. Ponadto połączenie herbaty i kawy wiązało się z niższym ryzykiem otępienia poudarowego, przy czym najniższym ryzykiem otępienia poudarowego było spożywanie 3 do 6 filiżanek kawy i herbaty dziennie (HR, 0,52, 95% CI, 0,32 - 0,83; P = 0,007). Główne ograniczenia polegały na tym, że konsumpcja kawy i herbaty była zgłaszana samodzielnie w punkcie wyjściowym i może nie odzwierciedlać długoterminowych wzorców konsumpcji, niezmierzone czynniki w badaniach obserwacyjnych mogą prowadzić do błędnych szacunków efektu, a uczestnicy brytyjskiego Biobanku nie są reprezentatywni dla całej populacji Wielka Brytania.

 

Odkryto tym samym, że picie kawy i herbaty, samodzielnie lub w połączeniu, wiązało się z niższym ryzykiem udaru mózgu i demencji. Picie samej kawy lub w połączeniu z herbatą wiązało się z mniejszym ryzykiem wystąpienia otępienia poudarowego.

Naukowcy są w stanie przewidzieć kiedy ktoś umrze z powodu COVID-19

Ponoć nikt nie zna dnia ani godziny, ale pandemia COVID-19, zmieniła i ten pewnik. Naukowcy są bowiem w stanie oszacować, kiedy dana osoba umrze z powodu koronawirusa.

Eksperci z Mount Sinai Hospital wykryli zmiany w elektrycznej aktywności serca, które mogą okazać się pomocne w przewidywaniu, którzy pacjenci chorzy na COVID-19, mogą z tego powodu umrzeć. Wszystko za sprawą dającego się łatwo zmierzyć biomarkera, prognozującego potencjalny zgon z kilkudniowym wyprzedzeniem.

 

Daje to jednak lekarzom pewne pole manewru i ewentualne zapobiegnięcie zgonom osób, których stan z powodu zakażenia koronawirusem, pogorszył się. Dotychczas odkryte biomarkery, pochodzące z próbek krwi, powodowały, że czas badania pacjenta znacząco się wydłużał. Teraz wystarczy zrobić EKG.

 

Tym co pozwala lekarzom oszacować ryzyko szybkiej śmierci, są malejące fale QRS. To kolejny krok w kierunku skuteczniejszego reagowania na nasilające się objawy COVID-19, ale także innych chorób.

 

Wypalenie zawodowe oficjalnie stało się chorobą w klasyfikacji WHO

Syndrom wypalenia w wypełnianiu obowiązków zawodowych, przez wiele lat identyfikowany był jako zjawisko społeczne. Teraz jest już uznawany za jednostkę chorobową, której Światowa Organizacja Zdrowia (WHO), nadała kod ICD-11.

Od 1 stycznia 2022 roku wszyscy pracownicy, którzy czują zniechęcenie do dalszego świadczenia pracy w jakimś charakterze, będą mogli wziąć zwolnienie lekarskie, bez konieczności brania urlopu (często bezpłatnego) lub rezygnowania z pracy.

Za objawy wypalenia w pracy, uważa się ogólne poczucie wyczerpania, brak energii, negatywne nastawienie, ale także cyniczną postawę i zaburzoną efektywność pracy.

Aby lekarz mógł stwierdzić, że mamy do czynienia z syndromem wypalenia, muszą zostać zdiagnozowane trzy objawy: apatia, anhedonia (utrata zdolności odczuwania przyjemności) oraz astenia (osłabienie).

Co ciekawe wytyczne WHO podkreślają, że diagnozując objawy wypalenia zawodowego, nie należy ich łączyć z takimi zaburzeniami, jak depresja czy nerwica. Chodzi bowiem wyłącznie o utratę zdrowia psychicznego, wynikającą z rodzaju wykonywanej pracy.

Wydaje się, że syndrom wypalenia tak czy inaczej jest pierwszym stadium depresji. Dobrze by było, żeby nie okazało się, że zdiagnozowanie tego schorzenia jest tak nieoczywiste, że finalnie niewielu ludzi będzie mogło skorzystać z L4, w celu podreperowania kondycji emocjonalnej.
 

Może nam grozić epidemia panofobii, czyli lęku przed wszystkim

Żyjemy w schizofrenicznych czasach, pełnych absurdalnych sytuacji, niesprawiedliwości i przemocy. Uważa się, że depresja stanie się wkrótce główną przyczyną zgonów po chorobach układu krążenia. Co jednak, jeśli społeczeństwu grozi masowa panofobia?

Panofobia - czyli lęk przed wszystkim, to najbardziej wykańczająca fizycznie i psychicznie fobia, prowadząca do absolutnej destrukcji. Wyobraźcie sobie nieznośne uczucie strachu, towarzyszące Wam przez całą dobę. Najgorsze w panofobii jest to, że sami nie jesteśmy w stanie stwierdzić, czego tak naprawdę się boimy. Źródłem lęku może być dosłownie każda sytuacja: od trzaśnięcia drzwiami przez nadjeżdżający samochód, po obecność ukochanej osoby.

 

Fobia ta może mieć wiele przyczyn. Z reguły pacjenci nie pamiętają, kiedy po raz pierwszy odczuwali ten rodzaj lęku. Często jednak pamiętają, kiedy zaczęło to być dla nich znaczącym źródłem niepokoju. Eksperci są zgodni co do tego, że zwykle wynika ona z pomniejszych fobii, jak np. lęk przed pająkami. W zasadzie każda osoba odczuwająca jakąkolwiek fobię może być potencjalną ofiarą panofobii. Przyczyn należy też doszukiwać się w traumatycznych wydarzenia i czynnikach genetycznych. Dzieci mogą na przykład przejmować lękliwą postawę swoich rodziców.

 

Jeżeli odczuwasz irracjonalny strach przed ludźmi, zwierzętami, sytuacjami i przedmiotami, jest on stały i trudny do wyjaśnienia, to znaczy, że zaczynasz cierpieć na tę przypadłość. Problem ten idzie w parze z depresją. Pojawia się u osób o niskiej samoocenie, silnym poczuciu winy i niskim poczuciu kontroli. Jest to tym bardziej niebezpieczne, im bardziej uzależniamy swoją osobistą wartość od uznania, jakim cieszymy się w serwisach społecznościowych. Im większa konkurencja w wyścigu po „lajki”, tym większe ryzyko, że poczujemy się przegrani, a to zwiększa ryzyko psychologicznej reakcji łańcuchowej, prowadzącej do ekstremum, jakim jest panofobia.

 

Lęk przed utratą kontroli nad biegiem własnych spraw oraz chęć ucieczki od stresujących sytuacji, także stanowią części składowe tego schorzenia. Objawy towarzyszące to zawroty głowy, wymioty, bóle brzucha i całego ciała, kołatanie serca, przyspieszony oddech i drgawki. Z takim samopoczuciem nie da się normalnie funkcjonować. Nietrudno wyobrazić sobie jakie konsekwencje miałoby pojawienie się takich objawów u znaczącej części populacji.

 

Panofobię można jednak leczyć. Odbywa się to przede wszystkim poprzez konfrontowanie pacjenta z sytuacjami i przedmiotami, których się boi. Chodzi o to, by się z nimi oswajał i dostrzegał, że one same w sobie nie stanowią problemu. Leczenie odbywa się także poprzez analizowanie przekonań, które doprowadziły do fobii. Pacjentom zaleca się ponadto werbalizowanie sytuacji wywołujących lęk, chodzi o to, by nie tłumili tego strachu w sobie, by potrafili go nazwać i zidentyfikować.

 

Niezwykle istotne jest również to, by osoba cierpiąca na panofobię żyła chwilą obecną, skupiała się na „tu i teraz” i akceptowała, że nieprzyjemności po prostu bywają częścią naszego życiowego doświadczenia. Istnieje także opcja leczenia farmakologicznego. Jednak najważniejsze jest to, by ktoś dotknięty tą przypadłością przyjął odpowiednią postawę do leczenia. Musi zdawać sobie sprawę, że panofobia to bardzo trudny do pokonania „pasożyt umysłu” i być gotowy do bardzo wytężonego własnego wysiłku oraz zaufania do wysiłku specjalistów, którzy podejmą się przeprowadzenia terapii.

 

Kłopoty pojawią się, gdy i sami specjaliści staną się ofiarami tego stanu. Należy też postawić sobie pytanie czy faktory, takie jak: postęp cywilizacyjny, tempo zmian, presja, jaka się z tym wiąże – są warte ceny, jaką przyjdzie nam zapłacić, gdy dopadnie nas lęk przed wszystkim?

 

Uczeni odkryli wspólną cechę wszystkich nowotworów

Rak od dawna jest jednym z największych wyzwań światowej medycyny. Zabił dziesiątki milionów ludzi. Setkom milionów bardzo utrudniał i utrudnia życie. Nadal nie wiemy jak go ostatecznie pokonać. Jednak najnowsze odkrycie naukowców, może w końcu przybliżyć ludzkość do osiągnięcia wielkiego przełomu w tej dziedzinie.

Grupa badaczy z Sinai Health System odkryła, że wszystkie nowotwory można umieścić w jednej z dwóch kategorii. Jest to uzależnione od tego czy w komórce produkowane jest tzw. białko YAP. Od produkcji tego białka zależy, jak choroba nowotworowa reaguje na leki. Jest ono kluczowe w formowaniu się guzów złośliwych.

 

Sprawca odkrycia - Rod Bremmer - wyjaśnia na łamie jednego z artykułów, że białko YAP może być nie tylko włączone lub wyłączone, ale ma ponadto odwrotne pro- i antynowotworowe działanie. Te nowotwory, które mają włączone YAP, potrzebują tego białka, aby wzrastać i przetrwać. Te zaś, które mają nieaktywny YAP, przestają się rozwijać, gdy białko to zostanie włączone.

 

Jak dodają uczeni, wiele nowotworów, które mają wyłączone białko YAP, odpowiada za wysoką śmiertelność wśród chorych. Dla przykładu rak prostaty czy płuc dezaktywuje wytwarzanie tego białka, aby poradzić sobie z lekami. Kiedy YAP jest włączone, komórka nowotworowa opada i przylega do podłoża, a gdy jest wyłączone - unosi się w cieczy. Takie cechy komórek od dawna są kojarzone z ich opornością na działanie leków.

 

Joel Pearson konkluduje, że odkryta przez niego i jego kolegów zasada, pozwoli opracować nowe strategie leczenia wielu rodzajów raka, które można zaklasyfikować albo do grupy z wyłączonym białkiem YAP, albo z włączonym. W związku z tym, iż nowotwory są w stanie nauczyć się omijać działania leków i unikać terapii, skupienie się na metodach leczenia nowotworów z aktywnym lub nieaktywnym białkiem YAP, może w niedalekiej przyszłości być powszechnym sposobem walki z opornością tej choroby na jej leczenie.

 

 

 

Czy kluczem do walki z nowotworami jest grzyb Candida?

W 1969 roku dr Richard Day, szef  organizacji eugenicznej - Planowane Rodzicielstwo - podczas swojego wystąpienia wygłosił, że organizacja ta jest w stanie wyleczyć prawie każdy rodzaj nowotworu, a informacja o tym znajduje się w Instytucie Rockefellera i tylko od jego władz będzie zależało czy zostanie ujawniona.

Informacje na ten temat oczywiście nigdy nie ujrzały światła dziennego, ponieważ zdrowie ludzi jest nieopłacalne dla koncernów farmaceutycznych. Wykazali to w swoim raporcie m.in. analitycy z Goldman Sachs. Korporacjom medycznym zależy wyłącznie na zwiększaniu zysków, więc nie mogą (choć mają takie możliwości) tworzyć leków radykalnie minimalizujących bądź całkowicie eliminujących choroby, w tym raka. Lekarstwa mają działać na chwilę i być koniecznie przyjmowane przez długie lata. Poza tym nowotwory są dla elit dobrym sposobem na redukowanie światowej populacji.

 

Włoski lekarz Tullio Simoncini, pomimo nacisków ze strony koncernów i agencji rządowych, postanowił upublicznić swoje odkrycia odnośnie skutecznego leczenia raka, który według niego jest wywoływany przez grzyby z kategorii Candida. Występują one w niewielkich ilościach nawet w zdrowym organizmie. Kiedy jednak przyjmuje formę dużego grzyba, powoduje poważne problemy, także raka. Grzyb ten, aby móc się rozmnażać, zaczyna żywić się naszym organizmem. Dr Simoncini doszedł do wniosku, iż występowanie grzyba i nowotworów jest ze sobą powiązane. Tam, gdzie guz, tam z 90%  pewnością znajduje się grzyb.

 

Zdaniem Simonciniego powodem nowotworów w organizmie jest jego zakwaszenie i zniszczenie systemu mitochondriów komórkowych, przez co komórki nie mogą produkować wolnej energii i organizm obumiera. Rak jest wyrazem ratowania się organizmu przed niszczeniem. Guz zbiera w sobie wszystkie toksyny, których organizm nie potrafił wydalić. Lekarze po prostu go wycinają lub próbują zwalczyć chemią, przez co toksyny wracają z powrotem do organizmu. Medycyna nazywa to zespołem toksemii guza, czyli zatruciem wtórnym „metabolitami rozpadu komórek guzowych”.

 

Simoncini uznał, że wszystkie nowotwory funkcjonują jednakowo, bez względu na umiejscowienie w organizmie ani przybraną formę. Organizm w normalnych warunkach utrzymuje Candidę w ryzach, natomiast kiedy zmniejsza się jego odporność i zaczyna słabnąć, Candida rozrasta się, zaczyna tworzyć kolonie i „zjada” swojego żywiciela, czyli tego, kto cierpi z powodu raka. Nowotwór to bariera ochronna organizmu, z kolei przerzuty to przenosząca się wewnątrz kolonia Candidy.

 

Zdaniem włoskiego lekarza, środek, który zabija grzyba a jednocześnie usuwa raka, to wodorowęglan sodu, bardziej znany jako soda oczyszczona. Candida nie może się do niej „przystosować”. Pacjent przyjmuje sodę doustnie oraz przez endoskop. To umożliwia ulokowanie sody dokładnie w miejscu raka – grzyba.

Simoncini przedstawił swoje badania włoskiemu ministerstwu zdrowia, ale został zignorowany i zaszczuty przez środowisko. Skazano go na 3 lata więzienia za rzekome spowodowanie śmierci pacjentów leczonych jego metodą. Mimo to nadal udostępniał on swoje prace w Internecie i podczas wystąpień publicznych.

Komórki rakowe posiadają enzym CYP1B1, który w reakcji z salvestrolem niszczy te komórki nie naruszając tych zdrowych. Salvestrol to również naturalny system obronny przeciw atakom grzybiczym, znajdujący się w owocach i warzywach, podatnych na szkody wywoływane grzybami (truskawki, jagody, maliny, winogrona, jabłka, gruszki, brokuły, kapusta, karczochy, czerwona i zielona papryka, awokado, rzeżucha, szparagi i bakłażan.

 

 

Jak przeprowadzić odpowiednią terapię, która usunie Candidę z naszego organizmu i przywróci mu odpowiedni odczyn?

Po pierwsze należy uniemożliwić zgromadzenie się Candidy w takiej ilości, żeby spowodowała raka. Aby odkwasić organizm trzeba przez 3 dni – 2 razy dziennie pić roztwór sporządzony z filiżanki ciepłej wody i 1 łyżki stołowej sody. Potem należy zrobić 10 dni przerwy i powtórzyć 3-dniowy cykl. Jeśli nie możemy znieść smaku rozrobionej sody, można spożyć ją na sucho i popić letnią wodą.

Jeśli Candida rozwinęła się już do tego stopnia, że utworzył się guz lub cysta, trzeba zwiększyć częstość spożywania roztworu oraz wzbogacić go o miód, melasę lub syrop trzcinowy. Należy rozpuścić 1 łyżeczkę miodu i 1 łyżeczkę sody w filiżance ciepłej wody. Pić 2 razy dziennie co najmniej przez 10 dni lub zależnie od tolerancji organizmu. Krew i limfa muszą zmienić się na lekko alkaliczne przez taki okres, żeby zniszczyć grzyba. Kiedy to się stanie, guz powinien zniknąć.

W przypadku zaawansowanego stadium nowotworu, należy stosować miksturę w proporcjach: łyżeczka miodu/łyżeczka sody każdego dnia, żeby organizm mógł zabić ogromną kolonię Candidy. Jedynym skutkiem ubocznym jest biegunka. W porównaniu jednak ze skutkami chemioterapii jest to konsekwencja do przyjęcia. Wystarczy zmniejszyć ilości przyjmowanej mikstury, a biegunka zniknie. W celu sprawdzenia alkaliczności śliny można zastosować papierki lakmusowe, dostępne w aptekach. Papierek przybiera kolor różowy do czerwonego w przypadku odczynu kwasowego, i jasny do ciemnego niebieskiego w środowisku zasadowym.

Jak sprawdzić Candidę?

1. Wieczorem postaw obok łóżka pół szklanki wody.
2. Po obudzeniu natychmiast wypluj do wody w szklance to, co masz w ustach, nie zbieraj śliny, wypluj tylko to co masz, nawet najmniejszą ilość.
3. Pozostaw na 15 min, potem delikatnie zakręć wodą w szklance.
4. Jeśli plwocina zostanie na powierzchni, to wszystko jest ok.
5. Mętna woda znaczy, że wskaźnik jest pozytywny.
6. W celu sprawdzenia, należy podnieść szklankę pod światło. Jeśli woda jest mętna
i plwocina opada na dno oznacza zaburzenia równowagi candidy. Należy wtedy odkwasić organizm.

Cicha pandemia nadciśnienia - cierpi na nie już blisko 1,3 miliarda ludzi

Rządy na całym świecie walczą z COVID-19, na którą to chorobę zachorowało dotychczas ponad 200 milionów osób, przy liczbie zgonów, wynoszącej prawie 5 milionów. Jednak są inne, o wiele poważniejsze schorzenia, których w tym czasie nie ubywa, a stanowią jeszcze większe zagrożenie dla zdrowia i życia.

Nadciśnienie jest głównym sprawcą udarów mózgu, wszelkich chorób układu krążenia oraz problemów z nerkami. Ilość przypadków w ciągu ostatnich trzech dekad wzrosła dwukrotnie. Na chorobę tę cierpi obecnie 626 milionów kobiet i 652 miliony mężczyzn, czyli w sumie blisko miliard trzysta milionów osób.

 

Ponad połowa wszystkich chorych została zdiagnozowana zbyt późno, a pandemia koronawirusa, tylko ten problem pogłębiła. Lockdowny, które miały zatrzymać transmisję wirusa, nie są w stanie powstrzymać ekspansji nadciśnienia w społeczeństwie. Dlatego tak ważne jest zachowanie proporcji w kontekście COVID-19 i innych schorzeń trapiących ludzkość.

 

Fakt, jak bardzo skupiono całą uwagę na tylko jednym wirusie, może wyraźnie świadczyć o tym, że cała pandemia została zaplanowana jako swego rodzaju eksperyment, który ma pozwolić na wprowadzenie nowego systemu funkcjonowania państw i społeczeństw. Ignorowanie innych bardzo poważnych chorób, jest świadomym wspieraniem depopulacji, o którą przecież elitom chodzi i o której niektórzy mówili bardzo wyraźnie.

360 milionów użytkowników Facebooka przyznało, że wpływa on źle na ich życie

Skala potęgi Facebooka powoduje, że konsekwencje jego użytkowania, są tak globalne, jak pandemia COVID-19. Dopiero teraz okazuje się, jak wielka jest rzesza ludzi, na którą największy serwis społecznościowy świata, ma destrukcyjny wpływ.

Firma dowodzona przez Marka Zuckerberga, przeprowadziła wewnętrzne badania, których wyniki poznajemy dopiero teraz. Pokazują one bardzo wyraźnie szkodliwość aplikacji, jaką jest Facebook.

 

Okazało się bowiem, że aż 360 milionów, spośród 2,91 miliarda użytkowników serwisu, uznało, iż  negatywnie wpływa on na ich życie. Wywołuje on problemy w takich sferach, jak zdrowie, relacje społecznie i rodzinne.

 

Na szkodliwość Facebooka uskarża się prawie 10% użytkowników z USA oraz aż 25% korzystających z aplikacji mieszkańców Filipin oraz Indii.

 

Badacze tłumaczą, że wszystkiemu winne jest zjawisko kompulsywnego korzystania z serwisu. Innymi słowy, Facebook uzależnił kilkaset milionów ludzi, którzy odczuwają, że ich życie pogorszyło się z uwagi na zbyt duże skupienie na korzystaniu z tego portalu.

 

Sygnalistka Frances Haugen informowała ostatnio o tym, że choć zarząd korporacji wiedział o wynikach i otrzymał od specjalnego zespołu badawczego zestaw sugestii, których wprowadzenie w życie, zminimalizowałoby negatywny wpływ aplikacji na jej użytkowników, to jednak z uwagi na rosnące zyski, Mark Zuckerberg nie zdecydował się na poprawę jakości świadczonych przez firmę usług.

 

Aspiryna może obniżać ryzyko zachorowania i ciężkiego przejścia COVID-19

Aspiryna może chronić płuca pacjentów z COVID-19 i zminimalizować potrzebę wentylacji mechanicznej. Według nowych badań przeprowadzonych na Uniwersytecie George'a Washingtona, ten popularny lek zwiększa szanse pacjentów na ozdrowienie o prawie 50%.

Badanie obejmuje dane od pacjentów szpitala GW, a także z University of Maryland Medical Center, Northeast Georgia Health System i innych szpitali w całym kraju. Do badania włączono ponad 400 pacjentów z COVID , z których wszyscy zostali przyjęci do szpitala w okresie od marca do lipca 2020 r. Uwzględniono w nim również choroby współistniejące i inne czynniki ryzyka, w tym dane demograficzne pacjentów. W toku badania, stwierdzono, że osoby przyjmujące aspirynę, miały mniejszą szansę na przejście na wentylację mechaniczną o 44%, przeniesienie na intensywną terapię o 43%, oraz ogólną śmiertelność o 47%.

 

Niska dawka aspiryny, jest powszechnym lekiem dla osób, które cierpią na problemy z krzepnięciem krwi lub są zagrożone udarem. Dotyczy to zwłaszcza ludzi, którzy przeszli atak serca lub zawał mięśnia sercowego. Chociaż koronawirus wpływa na układ oddechowy, jego działanie wiąże się z krzepnięciem małych naczyń krwionośnych, powodując niewielkie blokady w układzie krwionośnym płuc, co prowadzi do zespołu ostrej niewydolności oddechowej ARDS.

 

 

Jest to już drugie badanie nad skutecznością aspiryny przeciwko chorobie COVID-19. Izraelscy naukowcy osiągnęli podobne wyniki we wstępnym badaniu w Centrum Medycznym Barzilai w marcu br. Oprócz wpływu na skrzepy krwi odkryli, że aspiryna przynosi korzyści immunologiczne, a grupa przyjmująca ją jest o 29% mniej podatna na zakażenie wirusem.