Czy nosząc maseczki ponosimy odpowiedzialność za wzrost ilości zgonów na COVID-19?

Kategorie: 

Źródło: 123rf.com

Odłóżmy na bok oficjalną propagandę rządową. Spróbujmy ocenić sprawy na chłodno. Pomyślmy czy słynna zasada „dystans-dezynfekcja-maseczka” faktycznie jest po to, by nas chronić?

Chorym na grypę „hiszpankę”, na którą zmarło nawet 100 milionów ludzi, zalecano przebywanie na świeżym powietrzu. Tymczasem nam zakazuje się wychodzić z domu i przemieszczać.

Restrykcje wymuszone przez COVID-19 doprowadziły do przewlekłej niewydolności służby medycznej. Ale co jeszcze istotniejsze wywołały obniżoną odporność naszych organizmów na skutek wielomiesięcznego noszenia inkubatorów mikroorganizmów na twarzy (maseczek), siedzenia w domu i ograniczenia w przyjmowaniu witaminy D.

Zdrowie to zdolność organizmu do ochrony przed wirusami, a nie tworzenie sterylnego organizmu. Hodowla w warunkach sterylnych zawsze prowadzi do dużej śmiertelności, gdy organizmy hodowane w taki sposób stykają się ze środowiskiem naturalnym. A z tym właśnie mamy do czynienia na globalną skalę poprzez rozmaite „lockdowny”.

Tak więc to my wszyscy - w maskach, my wszyscy, którzy straciliśmy odporność, ograniczając spacery i aktywność fizyczną ponosimy winę za wzrosty zgonów. To my wszyscy jesteśmy winni przepełnionym szpitalom, ponieważ unikając spacerów i Słońca znacznie obniżyliśmy zawartość witaminy D w naszych organizmach, co doprowadza nas do większej podatności na choroby. To tłumom na plażach i basenach opalających się w maseczkach zawdzięczamy kolejne restrykcje.

Wszelkie obostrzenia dotyczące maseczek, dystansu społecznego i kwarantanny są anty-zdrowotne. Żadna pandemia nie uprawnia do rujnowania ludziom życia, do zabraniania korzystania im z dobroci Natury.

Ocena: 

5
Średnio: 5 (1 vote)

Skomentuj