Kategorie:
Od kilku lat na popularności zyskuje celebrowanie w sieci oraz pozostałych mediach tzw. „niebieskiego poniedziałku”. Ile w tym prawdy? Czy rzeczywiście coś jest na rzeczy i mamy do przetrwania najgorszy dzień w roku? A może to tylko rozdmuchana fantazja?
W tym roku, 21 dzień stycznia okrzyknięto mianem tzw. „Blue Monday”, czyli niebieskiego/smutnego poniedziałku. Od 2005 roku datę tę zawsze wyznacza się w 3 poniedziałek miesiąca. Co ciekawe, jej źródłem nie są specjalistyczne badania nad ludzką psychiką, a kampania marketingowa autorstwa Amerykanina Cliffa Arnella dla nieistniejącej już firmy Sky Travel.
W celu ustalenia, który dzień w roku jest najbardziej depresyjnym dla większości obywateli „zachodniego świata”, Arnell posłużył się dość złożoną formułą, która bierze pod uwagę wiele czynników. Wśród nich znajdziemy: złą pogodę, zrujnowane świątecznymi wydatkami finanse oraz świadomość, że minął już najlepszy czas w roku – Święta Bożego Narodzenia – a przed nami dość nieciekawe, wypełnione pracą miesiące. Co więcej, mniej więcej w tym czasie wielu ludzi zaczyna łapać się na tym, że nie zachowuje już swoich postanowień noworocznych, a ich motywacja gwałtownie spada.
Chociaż wszystkie te czynniki mogą znajdować swoje logiczne uzasadnienie w rzeczywistości, to specjaliści wielokrotnie wskazywali na to, że jest niemożliwe do określenia, by kumulowały się one akurat w jednym konkretnym dniu w roku.
Mimo że teoria niebieskiego poniedziałku jest szyta grubymi nićmi, to jednak można odnaleźć w niej pewne pozytywy. Przede wszystkim ludzie, którzy czują się źle psychicznie w tym konkretnym czasie, mogą czuć większą wspólnotę z resztą świata. Niektórych może skłonić to do śmielszego dzielenia się swoimi emocjami, a jeszcze innych do podjęcia działań w kierunku zmian na lepsze.
Komentarze
Skomentuj